Film w TV – „Wyrok skazujący” w Canal+

„Conviction” reż. Tony Goldwyn, USA 2010 

Kolejny legal movie, na który czekałam. Nie wszedł do nas do kin, ale na szczęście mam Canal +, który właśnie go wyświetla w swojej ramówce 🙂 

Hilary Swank jest przykładem dziwnej hollywoodzkiej kariery: mimo dwóch Oscarów na koncie nie można powiedzieć, żeby zasypywana była propozycjami ciekawych ról. A może to jej własny wybór…? „Conviction” przypomina talent jaki ma ta aktorka i z jaką łatwością przychodzi jej odgrywanie scen łamiących serce. Swank stworzyła bardzo subtelną postać niezłomnej kobiety walczącej o sprawiedliwość. To jej wersja Erin Brockovich.

„Wyrok skazujący” jest opartym na prawdziwych wydarzeniach oskarżeniem bezdusznego systemu prawnego. W 1980 roku Kenny Waters, mający drobne zatargi z prawem, zostaje aresztowany pod zarzutem zabójstwa. Na podstawie zeznań świadków oraz dowodu w postaci tej samej grupy krwi: jego i tej znalezionej w miejscu zbrodni, uznany za winnego. Co do tego, że jest niewinny nie ma żadnych wątpliwości jego siostra Betty Ann. Aby wyciągnąć brata z więzienia, a nie mając wystarczających środków na opłacenie dobrego adwokata, decyduje się sama zostać prawniczką. Kosztuje ją to wiele lat i jeszcze więcej poświęceń.


Prace nad filmem trwały 10 lat. Nie powstałby gdyby Hilary Swank nie zaangażowała się w niego również finansowo – jest jednym z producentów, oraz gdyby główni aktorzy: Sam Rockwell, Minnie Driver i Juliette Lewis nie zdecydowali się znacznie obniżyć swoich honorariów. Niezależne kino wciąż ma w Hollywood pod górkę…

Nie jest to film wstrząsający czy wbijający w fotel. Historia ma mało dramatyczny przebieg i brak jej spektakularnych zwrotów akcji. Powoli prowadzi się nas do finału, którego od początku się domyślamy. Są lepsze przykłady tego gatunku. Nieustająca, niemal dwudziestoletnia walka o sprawiedliwość budzi jednak podziw. Betty Ann jest kobietą z małego miasteczka, pracuje w barze, ma dwójkę dzieci. Jej marzeniem nigdy nie było zostać prawniczką. Zdobycie wszystkich potrzebnych dyplomów i uprawnień okazuje się ogromnym wyzwaniem, którego dokonanie przychodzi z niemałym trudem. Po drodze rozpada się jej małżeństwo i w batalii o brata zostaje praktycznie sama. Mimo to, małymi krokami i ogromnym uporem dochodzi do celu. „Conviction” jest opowieścią o miłości i lojalności. Zastanów się czy Ty poświęciłbyś całe życie dla kogoś innego, nawet dla bliskiej Ci osoby albo czy masz pewność, że ktoś zrobiłby to dla Ciebie? To także dowód na to, że wiara może zdziałać absolutnie wszystko.

To co najbardziej trzyma widza przy ekranie to świetne aktorstwo. Po pierwsze Sam Rockwell – aktor przeze mnie do tej pory zupełnie ignorowany i niedoceniany. Przez 18 lat, które śledzimy w filmie, jego bohater bardzo się zmienia: chociażby fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie. Od radosnego zawadiaki, pod którego urokiem są nawet funkcjonariusze policji, przez zbuntowanego więźnia, aż do pogodzonego ze swoim losem mężczyznę po przejściach. Rockwell świetnie oddał zarówno frustrację bohatera jak i jego zrezygnowanie. Możemy przecież zakładać, że bohater może być winny, ale ciężko nie czuć do niego sympatii, która udziela się również więziennym klawiszom. Choć czasem wydaje się przegrany, nie traci swojego humanizmu. Muszę wspomnieć także o niesamowitej epizodycznej roli Juliette Lewis. Aktorka dawno nie gra już ról pierwszoplanowych, chyba z własnego wyboru. Za każdym razem gdy widzę ją gościnnie w jakimś projekcie jestem pod wrażeniem. Pojawia się na ekranie zaledwie na kilka minut, a scena z nią wręcz zatyka. Ostatnio widziałam Juliette w zabawnym epizodzie w „Zanim odejdą wody”, gdzie była sprzedawczynią marihuany. W „Conviction” wciela się w podobną postać. Gra kobietę wrak.

Historia opowiedziana w „Wyroku skazującym” jest też peanem na cześć nauki. Wynalezienie testów na DNA zrewolucjonowało nasze życie w wielu dziedzinach. Okazały się one zbawieniem dla wielu niesłusznie odsiadujących wyroki. W jednej ze scen Betty Ann mówi do córki swojego brata: „gdyby to działo się w innym stanie twój tata już by nie żył”. Bo Kennego uratowała nie tylko niezłomna wiara siostry oraz postęp w nauce, ale również prawo stanu, w którym nie istniała kara śmierci. 

„Conviction” to typowy legal movie, z wieloma scenami w sądzie, w szkole prawniczej, nad książkami. Najmocniejsze są jednak momenty w więzieniu, podczas widzeń rodzeństwa. Betty Ann jest jedyną nadzieją Kennego. Jedyną osobą, która kocha go bezwarunkowo i w niego wierzy. Jest jego siostrą, jego prawnikiem, jego najlepszym przyjacielem. Jej wiara trzyma go przy życiu. Jednocześnie sama też wiele od niego dostaje. Gdy wszyscy ją zostawili, to Kenny cieszy się z jej sukcesów, jest z niej dumny i ją dowartościowuje. To historia niesamowitej relacji, więzi, która była czymś zupełnie wyjątkowym. Prawdziwa Betty Ann wiele razy mówiła „każdy zrobił by na moim miejscu to samo”. Czy rzeczywiście? 


Jeden komentarz

  1. meg

    "Nie jest to film wstrząsający czy wbijający w fotel." w pewnym sensie masz rację, choć mnie ten film wbił w fotel. Historii tego typu jest wiele, historii ludzi, poświęcających życie dla kogoś. Bo tak właśnie zrobiła Betty Ann, poświęciła swoje życie dla brata. I właśnie dlatego nigdy nie będę miała dość tego typu filmów. Jako, że żyjemy w świecie, w którym najlepiej sprzedają się złe nowiny w związku z czym jesteśmy nimi zasypywani, tym bardziej historie w których człowiek przekracza jakby swoje granice dla drugiej osoby zasługują na uwagę. Z resztą nie tylko dla drugiej osoby, ale choćby dlatego by żyć (np. 127 godzin).
    PS. znalazłam tę stronkę na Filmwebie, bardzo przyjemnie się czyta 🙂
    Pozdrawiam

  2. Natalia

    chodziło mi o to, że od samego początku domyślamy się finału dlatego film nie trzyma w napięciu. Ale masz rację – sama historia jest zupełnie wyjątkowa. System sprawiedliwości bywa bezduszny, w USA bardzo łatwo o karę śmierci – polecam dokument Herzoga "W celi śmierci" na ten temat, który mnie zaszokował. Poświęcenie głównej bohaterki jest rzeczywiście poruszające.

  3. Anonimowy

    temat broni sie sam, jednak dobrze dobrani aktorzy i ich gra podkreca emocje. blizej konca czulem sie juz tak – jakbym sam byl strona w sprawie;) usa to zryty kraj jesli chodzi o prawo karne, nasz sytstem to przy ichniejszym esencja praworzadnosci.

  4. Natalia

    oj tak, byłam mocno zszokowana jak łatwo jest w USA o karę śmierci… Herzog zrobił o tym świetny cykl dokumentalny: "Into the Abyss"

  5. Anonimowy

    Solidna produkcja, ale bardzo schematyczna. Za przewidywalny, broni się tylko "prawdziwą historią" oraz grą dość wiarygodną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *