Obecność

„The conjuring” reż. James Wan, USA 2013 

Z cyklu „czego byście się po mnie nie spodziewali”: nie wiecie chyba, że oglądam całkiem sporo horrorów. A nie wiecie tego  bo na blogu do tej pory pojawiła się recenzja tylko jednego filmu z tego gatunku TU. Dlaczego? Bo wbrew swojej głównej zasadzie by jak najwięcej filmów oglądać w kinie, nigdy nie chodzę do kina na horrory. Za słaba jestem na takie przeżycia. Doskonale pamiętam ten pokaz prasowy „Nieznajomych” – tak się wierciłam na fotelu i wydobywałam z siebie takie dźwięki, że aż mi było głupio przed osobami, które siedziały obok mnie. Dlatego właśnie horrory oglądam tylko w domu. I może również dlatego tak strasznie bałam się na pokazie „Obecności”. Gdybyście mnie widzieli podczas tego seansu… Z połowę filmu obejrzałam przez chustę, którą akurat tego dnia miałam na szyi. Poważnie.
Dzielę horrory na dwa rodzaje: głupie i straszne. Głupie to takie, które ogląda się raczej dla zabawy niż strachu, a straszne to wiadomo. „Obecność” należy zdecydowanie do rodzaju strasznych. Nawet bardzo. Poznajemy dwie rodziny: Eda i Lorreine Warren oraz Carolyn i Rogera Perron wraz z pięcioma ich córeczkami. Ci pierwsi zawodowo zajmują się zjawiskami paranormalnymi, ci drudzy przychodzą do nich po pomoc. O samych Warrenach i o jednym z ich głośniejszych przypadków mogliście już słyszeć – stał się kanwą kultowego horroru „Amityville”. Lorreine wciąż żyje, a to że film oparto na prawdziwych wspomnieniach małżeństwa sprawia, że widz boi się właściwie już od pierwszych minut filmu.
Kluczem do sukcesu jest tu też chyba bardzo dobry montaż – szalenie istotny element w filmach tak mocno operujących napięciem jak horrory. Druga sprawa to po prostu mocna historia, która trzyma się kupy. Horrory mają często wiele wspólnego z filmami porno: pomiędzy kluczowymi scenami mamy kiepskie dialogi, płytkie postaci i zero nakreślenia jakiegokolwiek tła. „Obecność” się z tego schematu zdecydowanie wyłamuje: ma postaci z krwi i kości oraz dobrych aktorów: Vera Farmiga i Patrick Wilson. Można wyobrazić sobie „Obecność” bez tych najbardziej przerażających scen (których wierzcie mi jest sporo) jako wciąż dobry thriller. Fabuła bowiem broni się i bez tego. Choć jest to klasyczna historia: poczciwa rodzina wprowadza się do domu na obrzeżach miasta, który oczywiście okazuje się być nawiedzony (ileż razy już to widzieliśmy?). Świetnie buduje się tu napięcie i oddaje klimat lat 70: w strojach, fryzurach, gadżetach. Praca reżysera jest również bardziej widoczna niż w podrzędnych filmach tego gatunku. W końcu za kamerą stoi gość, który kręci w zasadzie tylko horrory: James Wan, twórca „Piły” czy „Martwej ciszy”. Jego dbałość o szczegóły stawia „Obecność” w wyższej klasie horrorów. Nawet plakat ma subtelniejszy sznyt. Mnie bardzo podobały się sprzęty do uwieczniania dowodów na istnienie duchów, którymi Warrenowie się posługiwali. W czasach rewolucji elektronicznej budzą one wręcz rozczulenie 🙂

filmowi Warrenowie i ich gadżety
Więc pamiętajcie: walka dobrych sił ze złymi naprawdę istnieje. Dwie rady płynące z „Obecności”: bądźcie choć w minimalnym stopniu religijni (na tak zwany wszelki wypadek) i nie kupujcie domów nieznanego pochodzenia. Amen.

PS. Po powrocie z seansu do domu, a przed pójściem spać, musiałam się jakoś uspokoić i oczyścić głowę ze strasznych obrazów. Obejrzałam w telewizji dokument o brytyjskiej rodzinie królewskiej. Zadziałało. Spałam potem jak dziecko.

Jeden komentarz

  1. Anonimowy

    to oglądałaś seans w domu, czy do niego po seansie wracałaś?

  2. Natalia

    no w kinie obejrzałam, a po powrocie do domu odstresowałam się przed TV 🙂

  3. KinoMovie

    Świetny tekst :)Nie dziwię się, że musiałaś się uspokoić. Ja po powrocie z seansu zamiast uspokoić nerwy jeszcze bardziej je zszargałem wyczytując wszystkie informacje związane ze sprawą przedstawioną w filmie brr… Co do samej "Obceności" to nie skłamię pisząc, że jest to najlepszy horror jaki pojawił się w kinach od bardzo długiego czasu. Ostatni raz takie emocje przeżywałem na "Egzorcyzmach Emily Rose". Polecam zobaczyć też ciekawy projekt związany z promocją filmu 🙂 kinomovie.pl/projekt-the-3-07am-czyli-jednominutowa-godzina-diabla/

  4. Natalia

    ha ha, ja też ostatni raz takie męki przeżywałam po Emily Rose ! 🙂 Pozdrawiam

  5. KinoMovie

    Widzę, że mamy podobny gust 🙂 Może spodobają ci się inne produkcje, które na mnie zrobiły duże wrażenie – "The Innkeepers" Ti Westa, "The Pact" Nicholasa McCarthy'ego i "Lake Mungo" Joela Andersona. Dwa pierwsze to świetne straszaki o nawiedzonych domach, ostatni zaś, to może nie typowy horror, ale jest strasznie niepokojący :). Zapraszam na kinomovie.pl niedługo pojawi się tam nasza recenzja "Obecności" :)My tam celebrujemy filmy grozy 😉

  6. Natalia

    dzięki za polecanki, dopisuje do listy "do obejrzenia" 🙂

  7. alicjamagdalena

    oj ja bym się go chyba bała 😀 raczej nie w moim typie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *