„Locke” reż. Steven Knight, Wielka Brytania, 2013
Dlaczego i po co chodzicie do kina? Pewnie macie mnóstwo odpowiedzi na to pytanie. Ja też. Ale czasem chodzę tam by się uspokoić. By zostawić cały świat za drzwiami i się od wszystkiego odciąć. Tak zrobiłam ostatnio. W piątek przed samymi Świętami, w trakcie tego całego zamieszania, czułam że bardzo potrzebuję spokoju. Choć na chwilę. Na dodatek już ponad tydzień mnie w kinie nie było. Cokolwiek by się działo tego dnia, wiedziałam, że koniec końców muszę trafić do sali kinowej. I tak się stało, wylądowałam na seansie „Locke”. Sama i szczęśliwa. Że mam te 1,5 godziny spokoju, że jest ciemno i przytulno. Że jestem nareszcie na swoim miejscu. Że jestem u siebie.
Koleś jedzie w nocy autostradą i gada przez telefon – brzmi jak najnudniejszy film świata. A okazało się, że nie mogłam wtedy lepiej trafić. Obejrzałam jeden z bardziej niesamowitych filmów ostatniego czasu. Dziejący się na dodatek wyłącznie w nocy, wyłącznie w samochodzie i tylko z jednym aktorem. Choć przez cały film czułam się jakbyśmy jechali tym autem razem. Rzadko kiedy odczuwa się z bohaterem taką fizyczną wręcz bliskość. Minęło parę dni, a ja wciąż zastanawiam się jak ta jego podróż się skończyła.
Ivan Locke po całym dniu pracy wsiada do samochodu. Ale zamiast wracać do domu, gdzie wspólnie z żoną i synami miał oglądać mecz, jedzie do oddalonego kilkaset kilometrów Londynu. Podjął tę decyzję nagle, na skutek niespodziewanego telefonu. Choć w domu czeka rodzina, a rano miał nadzorować największą w Europie wylewkę cementu, podjął decyzję, że musi jak najszybciej znaleźć się w Londynie. W trakcie jazdy dzwoni więc do domu, do szefa, do podwładnego by wytłumaczyć swoją nieobecność. Wszyscy Ci ludzie są na niego wściekli. Szef zwalnia go z miejsca, mimo, że to jego najlepszy pracownik, dzieci i żona są bardzo rozczarowani, młody pomocnik przerażony odpowiedzialnością, którą Ivan na niego zrzuca. Ivan jest gotowy na ten deszcz niezadowolenia. Wierzy, że nawet na odległość, zza kółka samochodu, przez telefon wciąż może zapanować nad sytuacją. Jest jak kapitan. Wierzy, że jeśli pozostanie opanowany przeprowadzi statek oraz załogę przez potężny sztorm. Jego głos jest niewiarygodnie spokojny i uspokajający. To typ gościa, który mógłby odebrać przez telefon poród albo przekonać terrorystę by wypuścił zakładników. Choć my widzimy przecież ile go ten spokój kosztuje…
Tom Hardy przyznaje, że na plan przyszedł zupełnie nieprzygotowany i wszystkie swoje kwestie czytał. Nie wynikło to jednak z jego nonszalancji, a szalonego pomysłu jakim było nakręcenie „Locke”. Film powstał właściwie na spontanie, nakręcony w 5 dni, ze skrzykniętą grupą przyjaciół. Scenariusz napisany został przez reżysera Stevena Knighta raczej jak radiowe słuchowisko i może właśnie dzięki temu ogląda się to i przede wszystkim słucha tak dobrze.
Bohater nie zatrzymuje się, nie zjeżdża na stację benzynową, czy do toalety, cały czas jedzie. A nas nic od jego twarzy nie odciąga, bo akcja dzieje się w nocy i jedyne co widzimy to mijające go światła innych samochodów. Skupiamy się więc na detalach, na każdym grymasie twarzy, każdym nawet niewinnym geście, każdym spojrzeniu. Wsłuchujemy się w tembr głosu, jego melodię. I z tego wszystkiego budujmy postać Ivana. Mężczyzny, dla którego możemy mieć pogardę albo zrozumienie, ale na pewno poczujemy jego dylemat. Jego rozerwanie, jego życiowy zakręt. Hardy go niewiarygodnie uczłowieczył, stworzył postać, której emocje się współodczuwa. A na pytanie czy jest on dobrym człowiekiem czy tylko takim chce być odpowiemy już sobie sami.
Wbrew pozorom Hardy nie jest w „Locke” jedynym bohaterem. Całe tło – ludzie, z którymi rozmawia – to świetni brytyjscy aktorzy, którzy również wykonali niesamowitą pracę. Podobno nagrywali swoje role siedząc w hotelu, ale nie przeszkodziło im to stworzyć tylko głosem prawdziwych postaci. Do tego stopnia, że część z nich zdążymy polubić, a część nie, nie widząc przy tym nawet ich twarzy.
Wasza wyobraźnia będzie miała podczas tego seansu duże pole do popisu. Ja wciąż mam w głowie sceny, które w filmie wcale nie były pokazane, a które wykreowałam sobie sama. I to też jest duża frajda z tego filmu.
Ps. Ivan podczas całego filmu chyba z 5 razy powtarza zdanie „The traffic is OK”, za każdym razem z takim samym spokojem. Nie mogę się od tego zdania uwolnić J