Z miłości do kina: „Artysta” i „Hugo”

Uwielbiam współczesne kino społeczne opisujące czasy, w których żyję. Pomaga mi to zrozumieć świat, ludzi, siebie. Kino jest dla mnie drugim domem bo tam spełniają się i moje marzenia, i moje obawy. Choć to banalne – za to kocham kino i dlatego o nim piszę: chcę się tą miłością dzielić. Dlatego też fascynuje mnie historia powstania tego przemysłu, historie ludzi, którzy w niego uwierzyli, którzy zobaczyli w nim nowy sposób na komunikowanie się. Z takiej samej fascynacji i miłości do kina tworzą Tarantino (chyba największy pasjonat spośród współczesnych reżyserów), Spielberg czy ostatnio Scorsese oraz Hazanavicius.

„Artysta” oddaje hołd kinematografii, ale robi to w sposób bardzo nowoczesny. Owszem, bazuje na sentymencie i tęsknocie za złotą erą Hollywood, ale czerpie jednocześnie ze współczesnych motywów, nie mówiąc już o doskonałej stronie technicznej. To film dla dzisiejszych widzów nawet jeśli udaje, że jest zrobiony niemal wiek temu.

Hazanavicius w „Artyście” wiele razy puszcza do widzów oko licząc na naszą inteligencję. Korzysta w pełni z całego wachlarza gagów znanych z niemych filmów, ale i dodaje swoje własne. Tym pierwszym jest scena gdy Peppy przymierza w garderobie frak Valentina, drugim przykładem koszmar, który śni się Valentinowi: w filmie, w którym gra słychać dźwięk stawianej na stół szklanki. Hazanavicius wie z jakim widzem ma do czynienia i doskonale potrafi z nim grać oraz dać mu coś więcej niż bajkę dla dorosłych. Zna nasze możliwości, przewiduje reakcje i docenia kontekst. Cały film to żart. Trochę nas chce oszukać, jednocześnie otwarcie zaprasza do zabawy. To film w stylu „Shreka”, będącym dla dzieci bajką, a dla dorosłych ironicznym spojrzeniem na współczesną rzeczywistość. „Artysta” ma wiele poziomów poznania dzięki czemu jest filmem dla szerokiej publiczności, dla ludzi z różnym filmowym doświadczeniem i różnymi preferencjami. Można na „Artyście” się po prostu świetnie bawić i tu film już spełnia swoją funkcję, a można potraktować go jako sentymentalny powrót do źródeł Hollywood i odkryć w nim całą masę odniesień, aluzji oraz odwołań do historii kina.

„Artysta” bawi się również swoją własna konwencją. To ma być film prosty, uroczy i taki, który wszyscy pokochają, ale tak naprawdę ma w sobie wiele bogactwa do odkrycia. Wystarczy tylko otworzyć się niego i wyruszyć w tę magiczną podróż.

W „Hugo” Scorsese również oddaje cześć  pionierom i wizjonerom początków kina. Jego film z zasady jest przeznaczony dla dzieci stąd więcej dydaktyzmu oraz jasnego przesłania. Scorsese zrobił rzeczywiście dzieło spektakularne. Scenografia powala, a zdjęcia pięknie pokazują Paryż lat 30. Fabuła w moim odczuciu dość poważnie szwankuje, historyjka jest mało wciągająca, a dialogi bardzo ubogie. Mimo to czuć rękę mistrza: w sposobie filmowania, w dbałości o szczegóły. Czuć też ogromną pasję i uwielbienie kina. Morał jest prosty: należy dbać o filmowe dziedzictwo, mówiąc o nim, ale i dosłownie – chronić kopie starych filmów. Scorsese zręcznie wplótł w fabułę autentyczne kawałki niemych filmów autorstwa Georgesa Méliésa. Przyznam szczerze, że ja się wzruszyłam.    

Mówi się, że Akademia była w tym roku wyjątkowo sentymentalna. Ja, mimo że jestem przynajmniej o połowę młodsza od 60 – cio letniego przeciętnego jej członka, podzielam ten sentyment. Więc jeśli macie do kina taki sam uczuciowy stosunek, dajcie się zabrać w tę sentymentalną wyprawę by jeszcze raz poczuć magię płynącą z ekranu. To wciąż działa. 

4 Komentarze

  1. Ania

    w takim razie czekamy 😉

  2. Natalia

    UPC pozbawiło mnie dziś netu na pół dnia, wyobrażacie sobie większy dramat? 🙂

  3. Anonimowy

    Z miłości do języka polskiego: http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629776

    A z miłości do kina to ja wolę oglądać ciekawe filmy, niż filmy, które mnie tą miłością do kina po oczach biją. Nie znoszę, jak mi się coś wciska.

  4. Natalia

    dziękuję za przecinki – fakt często się zastawiam gdzie go postawić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *