Niedługo na nasze ekrany wejdzie „Artysta” – czarny koń festiwali i nagród filmowych 2011 roku. Czarno-biały niemy film opowiada o największym chyba przełomie w historii kinematografii – wprowadzeniu dźwięku. Ta rewolucja brutalnie zakończyła kariery niektórych wielkich aktorów jak np. naszej Poli Negri, by innym dać niepowtarzalną szansę na sukces.
Historia początków Hollywood jest fascynująca, tak jak cała historia powstania Stanów Zjednoczonych. Kraju zbudowanego z marzeń o lepszym świecie i ambicji zdeterminowanych emigrantów gotowych na wszystko. Książka „Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood.” Andrzeja Krakowskiego (reżyser, wykładowca w University of California L.A., School of Visual Arts w Nowym Jorku.) opisuje ten właśnie świat i czas. Dosłownie wczoraj skończyłam ją czytać.
Tytuł nadany przez Krakowskiego swojej książce jest oczywiście naciągany. Stwierdzenie, iż to Polacy stoją za powstaniem fabryki snów, to spore nadużycie, ale to nadużycie jest zgrabnie i z polotem przedstawione. Bohaterami, których losy zdecydował się opisać autor (dokonał sporego przesiewu by wybrać tylko najciekawsze życiorysy), są w zdecydowanej większości polscy Żydzi urodzeni nie tyle w Polsce, co na polskich ziemiach. Wojenna kołomyja, bałagan w urzędowych papierach, zawodna pamięć i słabość do ubarwiania rzeczywistości powodowały liczne nieścisłości w ich biografiach. W wielu dokumentach przy miejscu urodzenia pojawia się zapis: Polska/Rosja, Austria, Rosja, Śląsk, także daty urodzenia zmieniane były w zależności od okoliczności to parę lat do tyłu, to parę lat do przodu.
Tytuł nadany przez Krakowskiego swojej książce jest oczywiście naciągany. Stwierdzenie, iż to Polacy stoją za powstaniem fabryki snów, to spore nadużycie, ale to nadużycie jest zgrabnie i z polotem przedstawione. Bohaterami, których losy zdecydował się opisać autor (dokonał sporego przesiewu by wybrać tylko najciekawsze życiorysy), są w zdecydowanej większości polscy Żydzi urodzeni nie tyle w Polsce, co na polskich ziemiach. Wojenna kołomyja, bałagan w urzędowych papierach, zawodna pamięć i słabość do ubarwiania rzeczywistości powodowały liczne nieścisłości w ich biografiach. W wielu dokumentach przy miejscu urodzenia pojawia się zapis: Polska/Rosja, Austria, Rosja, Śląsk, także daty urodzenia zmieniane były w zależności od okoliczności to parę lat do tyłu, to parę lat do przodu.
Świadczy to nie tyle o skłonności Polaków do oszukiwania, a raczej o wrodzonej i nabytej umiejętności kombinowania oraz dopasowywania się do nowych warunków jaka cechowała wszystkich opisanych bohaterów. A mowa tu o tak znaczących nazwiskach jak bracia Warnerowie, Samuel Goldwyn czy Billy Wilder oraz Pola Negri. Każde z nich urodziło się oczywiście pod zupełnie innym nazwiskiem, które z biegiem lat przechodziło liczne transformacje spowodowane pomyłkami urzędników, dążeniem do uproszczenia trudnych do wymówienia głosek, aż w końcu chęcią pełnej amerykanizacji.
Historie bohaterów budzą uśmiech, podziw, a czasem niedowierzanie. Pełno w nich niesamowitych zbiegów okoliczności, szczęśliwych przypadków oraz szans typu „jedna na milion”. Choć oczywiście równie dużo tu chwil cierpienia, grozy i załamania. Każdy z rozdziałów to gotowy scenariusz na film.
Książkę powinni przeczytać miłośnicy hollywoodzkich klasyków, roi się w niej bowiem od tytułów, nazwisk i anegdot związanych z ich produkcją. Ja czułam się czasem przytłoczona ilością tych danych głównie dlatego, że większości z tych filmów i twórców po prostu nie kojarzyłam. Dla kogoś kto jest mocno w temacie będą to na pewno interesujące smaczki.
To czym mnie urzekło „Pollywood” to jego społeczna i historyczna wartość. Historie ludzi wyruszających w nieznane z biednej ojczyzny, nie mających grosza, a często i dobrego słowa przy duszy, budzą mój ogromny szacunek. Przy tym żadne z nich nie chciało tylko przetrwać (co już byłoby sporym sukcesem), ale coś na nowej ziemi osiągnąć. Tak oto spełniali swoje i nasze marzenia tworząc przemysł, który zawładnął masową wyobraźnią.