Festiwalowa projekcja, która mnie zainteresowała najbardziej to również dokument – „The death row” reżysera, którego podziwiam od lat – Wernera Herzoga.
To jeden z tych filmów po których kolejne wydają się płytkie. Historia związana jest z dzieciństwem niemieckiego reżysera, który po wojnie wyjechał do Francji gdzie uczęszczał do szkoły z internatem. Traktowany był przez otoczenie z dużą rezerwą. Później dowiedział się, że powodem ostracyzmu była masowej egzekucji dokonana w okolicy przez Wehrmacht w odwecie za zabicie niemieckiego oficera. Film opowiada o wydarzeniach z 1941 r. W Nantes zostaje zastrzelony niemiecki oficer. W odwecie Berlin (a konkretnie Hitler) wydaje rozkaz zabicia 150 Francuzów. Wybór pada na internowanych więźniów politycznych z obozu, w którym do tej pory życie przypominało bardziej wakacyjny wyjazd niż więzienie. Historia jest opowiedziana z perspektywy niemieckich żołnierzy i francuskich jeńców. Nie pamiętam innego tak realistycznego filmu wojennego, śmierć nie była plastikowa.
Najbardziej wzruszający moment: spotkanie i projekcja filmu z Kambodży: „Peov Chouk Sur” z 1967 r. w reżyserii Tea Lim Kuona.
Kino niemieckie: na festiwalu obejrzałem trzy współczesne filmy niemieckie, min. powszechnie chwalony „Gluck” opowiadający o historii miłości dwojga wyrzutków: bezdomnego punka i nielegalnej emigrantki, ofiary wojny na Bałkanach. „Dreiviertelmond” – niemiecki taksówkarz nie lubiący cudzoziemców opiekuje się kilkuletnią Turczynką, której mama wypłynęła w kilkutygodniowy rejs, a opiekująca się nią babcia leży w szpitalu po ataku serca. Niemieckie filmy były poprawnie zrobione, dotykały problematyki mniejszości narodowych, niestety były szalenie przewidywalne. Na czwarty: „Vermisst” za namową znajomych dziennikarzy już nie poszedłem.
Kino azjatyckie: chińskie superprodukcje (Jin ling Shi San Chai – The flowers of war, Bai lu yuan), które królowały w Berlinie, powalają rozmachem w czasach kryzysu. Duża część hollywoodzkich producentów niedawno przeniosła się do kraju środka i to widać.
Filmy nieme: po obejrzeniu „Artysty” stałem się miłośnikiem filmów niemych. Na Berlinale spodobała mi się radziecka komedia z lat trzydziestych: „Dom na trubnoj” + muzyka na żywo !!!
Pokazy specjalne: „Haywire” Stevena Soderbergha. Historia agentki pracującej dla CIA, która uwalnia zakładnika – chińskiego dziennikarza a potem zostaje zdradzona i staje się celem ataku ludzi z agencji. Świetna obsada (min. Gina Carano, Antonio Banderas, Michael Douglas, Michael Fassbander, Evan McGregor) i wartka akcja to w zasadzie wszystko co można powiedzieć o tym filmie.
„Summit” – włoski film dokumentalny opowiadający o brutalnej pacyfikacji manifestacji podczas szczytu G8 w Genui. Najciekawsze rzeczy powiedziano po filmie. Policjanci przed szczytem byli przez kilka miesięcy skoszarowani, nie mieli kontaktu z otoczeniem, wzbudzano w nich agresje, taktyka pacyfikacji była skierowana na spowodowanie dużych strat, prawdopodobnie aby odciągnąć uwagę opinii publicznej od decyzji zapadających na szczycie i zmniejszyć sympatie do ruchów antyglobalistycznych.
Najciekawsze spotkanie: to dotyczące prawa autorskiego, prowadzone przez Mareile Buscher, prawnika w międzynarodowej Kancelarii Hogan & Hartson, wykładowcę prawa własności intelektualnej na Uniwrsytecie Humboldta i Michaela Donaldsona – amerykańskiego prawnika specjalizującego się w obronie niezależnych twórców filmowych, który współpracował m. in. z Oliverem Stonem, Davisem Guggenheimem, Lawrencem Benderem. Spotkanie pokazało ogromną różnicę w systemie prawa autorskiego oraz jego postrzeganiu w USA i Europie. W Europie mamy moral droit – twórca jest nierozerwalnie złączony z utworem, bez jego zgody nie można w niego mocno ingerować. Za oceanem twórca jest takim samym pracownikiem jak każdy inny a o kształcie dzieła decydują najczęściej specjaliści z wytwórni. Ciekawym case study było wykorzystanie w filmie „Expelled” 15 sekundowego kawałka utworu „Imagine”, które spowodowało powództwo ze strony Yoko Ono. Sprawa zakończyła się po krótkim posiedzeniu, na którym sędzia zadał pytanie stronie powoda: Are you sure? Wynagrodzenie kancelarii prawniczej wyniosło 400.000 USD.
Berlinale to także ogromne targi filmowe i mnóstwo imprez, na których każdy chce się pokazać i European Film Market pozwalający zobaczyć, co się dzieje w kinie europejskim i amerykańskim kinie niezależnym.
Jako doradca podatkowy z wykształcenia odkryłem jeden z szalenie istotnych powodów, dla których Polska jest mało interesującym krajem do produkcji filmowej – brak zachęt podatkowych. Korzyści podatkowe z kręcenia dużych, międzynarodowych koprodukcji w takich krajach jak Włochy powodują, że trzeba być mocno zdesperowanym do kręcenia filmu w Polsce lub robić to z powodu dotacji otrzymanych od instytucji państwowych. Zachęty podatkowe są znacznie lepszym rozwiązaniem bo może z nich korzystać każdy, a nie tylko wybrani.
Co można powiedzieć więcej o festiwalu? Życie festiwalowe jest ciężkie: projekcje zaczynają się o 9-ej rano, kończą o 2-ej w nocy a później jeszcze te imprezy festiwalowe…🙂
Na festiwalu można spotkać wielu wspaniałych ludzi, którzy kochają film, i liczą, że ktoś ich dostrzeże. Jednocześnie widzimy jak ciężko jest się przebić w tej branży.
Do minusów festiwalu należy zaliczyć porę roku (kiedyś festiwal odbywał się latem) i często nieprzyjemną obsługę. Niemiecki ordnung na festiwalu traktowany jest zbyt dosłownie.
Pozdrowienia z pociągu Berlin-Warszawa: Paweł Kossecki
Nagroda: oryginalna, niepowtarzalna, wykonana z organicznej wełny torba 62 międzynarodowego festiwalu filmowego w Berlinie. Kto pierwszy ten lepszy!
Antonio Banderas, Steven Soderbergh, Michael Fassbender i Gina Carano? 🙂
Brawo, zgadza sie, prosze o kontakt: natalia.mituniewicz@gmail.com