Świat według Amerykanów kończy się wraz z granicami ich kraju, ale to właśnie od nich wciąż uczymy się jak mógłby i jak powinien wyglądać nasz świat.
O tym czego nauczyły mnie amerykańskie filmy, seriale i programy mógłby powstać oddzielny blog. Jak każde dziecko lat 80 to stamtąd jako nastolatka czerpałam swój światopogląd. Legal movies nauczyły mnie, że o wszystko można bić się w sądzie, a każdy człowiek jest równy i ma prawo upominać się o sprawiedliwość. Seriale o życiu młodzieży („BH 90210”, „Jezioro marzeń”) wprowadziły mnie w meandry pierwszej miłości i pomagały radzić sobie z nastoletnimi kryzysami. Amerykańskie produkcje po raz pierwszy mówiły mi o tolerancji, byciu sobą i walce o swoje marzenia. To była moja szkoła życia.
Dziś ponownie czegoś się od nich uczę. Swoje nauki pobieram w HBO.
Dwie produkcje, które obejrzałam w tym samym czasie: pierwsze 3 odcinki serialu „Newsroom” i film „Zmiana w grze”/„Change Game” ostatecznie przekonały mnie na jak niskim poziomie są polskie media a konkretnie newsowa telewizja.
Czego nauczył mnie „Newsroom”? Że telewizję powinno się robić z pasją i ogromną potrzebą przyzwoitości. Że pracując w mediach nigdy nie można zapomnieć jaką się posiada odpowiedzialność. Że trzeba być porządnym nawet jeśli to się kompletnie nie opłaca. Że trzeba kochać kraj i z tej miłości być zawsze fair wobec jego obywateli. Tak, zdaję sobie sprawę z tego jak to brzmi. Patetycznie i naiwnie. Jednak jak widać mnie właśnie tego było trzeba.
Jestem osobą, która lubić wiedzieć. Do pewnego momentu byłam uzależniona od newsowych telewizji. Lubię też porównywać, dlatego informacje zawsze czerpię z kilku źródeł. Coraz rzadziej są to polskie kanały informacyjne, które choć gdy powstawały budziły moje wielkie nadzieje, dziś tylko irytują. To co dostajemy to niekompetentny chłam, komercja oraz dziennikarstwo na poziomie tabloidów. Zdążyłam już przywyknąć do tej sytuacji i po prostu przestałam w ogóle włączać telewizor. To właśnie „Newsroom” otworzył mi oczy na fakt, że wcale tak nie musi być. Albo nie musiałoby być gdybyśmy żyli w idealnym świecie. Nie wiem czy to jest dobry serial, za wcześnie by to oceniać. Oglądając go czuję jednak, że telewizja naprawdę może mieć ogromną moc. Chciałabym by coś takiego działo się w Polsce. By ta fikcyjna stacja, a przede wszystkim ludzie, którzy w niej pracują, naprawdę istnieli.
Rewersem czy do pewnego stopnia uzupełnieniem „Newsroomu” jest film „Zmiana w grze” („Change Game”) o kampanii prezydenckiej z 2010 roku. Obie produkcje dzieją się w tym samym czasie. „Change game” skupia się na kampanii oponenta Obamy – Johna McCaina i jego sztabie wyborczym. Ponieważ McCain miał dość małe poparcie wśród kobiet, jego sztab wymyślił by na fotel wiceprezydenta w przyszłym gabinecie zaproponować kobietę. Padło na młodą i wygadaną gubernator stanu Alaska – Sarę Palin. HBO w wielką precyzją i wiarygodnością odtworzyło główne wydarzenia tamtej kampanii. To wspaniała lekcja polityki oraz PR.
Palin nie dość, że nie przyniosła McCainowi nowych głosów, to praktycznie doprowadziła do jego sromotnej porażki. Z jednej strony potrafiła świetnie przemawiać i porywać tłumy, z drugiej przytrafiały jej się niewyobrażalne wpadki. Kompletnie nie znała się na polityce zagranicznej, ekonomii czy ustawodawstwie. Sztab musiał zorganizować jej korepetycje z historii ogólnej i wiedzy o społeczeństwie bo okazało się, że Pani Gubernator nie wie np. że istnieją dwie Koree… Nie dziwi więc, że Palin stała się automatycznie pośmiewiskiem i głównym celem ataków mediów, które otwarcie kibicowały Obamie. Można powiedzieć, że za arogancję należał się jej ostracyzm, ale to co media z nią robiły nie można nazwać inaczej niż nagonką. Niemal wszystkie stacje TV codziennie z nieukrywaną satysfakcją donosiły o jej kolejnych gafach, często również tych niepotwierdzonych, a zapraszani do studia eksperci z wielką pasją pastwili się nad jej niekompetencją. Oczywiście Palin sama dostarczała im do tego powodów, ale z drugiej strony chyba o żadnym polityku w historii USA nie mówiło się w ten sposób – z brakiem elementarnego szacunku, a już na pewno nie o kandydacie na tak ważne stanowisko jak fotel wiceprezydenta. Palin była regularnie obrażana, wyśmiewana i dyskredytowana na oczach milionów Amerykanów. Ludzie chcieli tego słuchać więc granice zostały zupełnie przekroczone. Wszyscy zapomnieli nawet, że mówią w końcu o kobiecie.
Wspominam ten film i ten okres bowiem jest w „Newsroom” scena, która świetnie do tego nawiązuje. Gdy w mainstremowych mediach trwała jazda po Palin i nieustająca seria żartów na jej temat, wydawca serwisu grana przez Emily Mortimer, kategorycznie odmawia przyłączenia się do tego karnawału kpin. Nie robi tego ze względu na swoje sympatie polityczne, ale z przyczyn czysto profesjonalnych: sprzedawanie kolejnych wpadek Palin jako „newsu dnia” niczego nie wnosiło do debaty publicznej. Wystarczy teraz przypomnieć sobie w tym kontekście wałkowanie przez wszystkie polskie media tematu Madzi z Sosnowca by zrozumieć o co mi chodzi…
Oglądam więc „Newsroom” nie ze względu na ciekawa fabułę czy świetne aktorstwo (i jedno i drugie jest jak na razie na przeciętnym poziomie), ale ze względu na emocje jakie we mnie ten serial wywołuje. On ustawia wszystko na swoim miejscu, tak jak zawsze być powinno a od dawna nie jest. I choć jest to tylko telewizyjna utopia, miło jest na godzinkę się w niej zatopić.
"Oglądam więc „Newsroom” nie ze względu na ciekawa fabułę czy świetne aktorstwo (i jedno i drugie jest jak na razie na przeciętnym poziomie)"
Chyba nie oglądamy tego samego serialu. Komu jak komu, ale Jeffowi Danielsowi, Emily Mortimer, czy Samowie Waterstonowi nie można niczego zarzucić. Grają wybornie. Może Emily trochę 'przekolorowała' swoją postać, ale z pewnością celowo. Ma być zupełną przeciwnością Willa McAvoya, neurotyczką, która reguje na wszystko bardzo emocjonalnie, ale jak tu jej nie polubić?
Fabuła jest ciekawa bo jest umiejscowiona w niedalekiej przeszłości. My wiemy co się ma wydarzyć, dziennikarze nie. Pozwala to Sorkinowi trochę bawić się widzem, który być może ma już jakąś opinię na dany temat, a teraz się przekonuje, że być może wcale nie ma racji.
The Newsroom polecam. Idealny na wakacyjne wieczory. Można się i wzruszyć i pośmiać.
Największy błąd Palin to nie tyle samo niedouczenie czy zwykła ignorancja (patrz GW Bush – jakoś się utrzymywał), ale fakt, że nie potrafiła się na tyle zdystansować, żeby przyznać się chociażby do drobnych wtop (jak np.słynne zdanie, że widzi z okna Rosję). Do tego zaczęła wojnę medialną z samymi prezenterami wiadomości, komikami, komentatorami i artystami, których opinia była dla społeczeństwa amerykańskiego ważniejsza od startującej dopiero pani polityk. W ten sposób stała się absolutnym pośmiewiskiem. Nawet nad tym się nie zastanawiałem wcześniej, ale słusznie zauważyłaś, że w pewnym momencie kompletnie przestano ją traktować jako kobietę, żarty na jej temat (oraz jej rodziny) były niezwykle chamskie, brutalne, często obsceniczne, bez minimum szacunku. Ciekawe spostrzeżenia, a co do serialu, to pewnie się za niego wezmę 🙂 Pozdrawiam.
ok, zgadzam się aktorzy są dobrzy, może bardziej chodziło mi, że ich postacie są jak na razie takie nijakie, albo zbyt przerysowane właśnie. I nie mam tu na myśli dwójki głównych bohaterów bo oni pokazują klasę ale raczej ich tło. Np. postać grana przez Dave Patela to typowy informatyczny nerd, który mówi tak jakby czytał encyklopedię itp. Jeśli chodzi o fabułę to zastanawiam, w którą stronę to pójdzie. Bo jeśli wciąż będziemy tylko siedzieć w "Newsroomie" i obserwować jak się robi serwis informacyjny to szybko nam się to znudzi. Ale tak, masz rację, to jest dobry serial i będę go dalej oglądać z przyjemnością 🙂
albo nie potrafiła wymienić tytułu żadnej opiniotwórczej gazety, tak trochę tego było 🙂 Nie będę jej bronić, ale atak jej jako osoby a nie polityka i jej rodziny był zdecydowanie poniżej pasa. Myślę, że z perspektywy czasu widzą to sami Amerykanie. Serial jest ciekawą lekcją jak się robi media, albo jak się powinno to robić. Choć jest mocno osadzony w realiach amerykańskich i lokalnych wydarzeniach.
http://www.polityka.pl/kultura/rozmowy/1528529,1,rozmowa-z-aaronem-sorkinem.read
Gorąco polecam wywiad z Sorkinem w niedawnej Polityce. Jak widać nie ma ona ambicji tworzyć serialu na miarę Housa, czy Lost. Ma być rozrywka, ale taka przy której widz chwilę się zastanowi. Nawet pora emisji nie sprzyja serialowi. Jakby nie patrzeć to trochę taka wakacyjna "zapchajdziura" HBO.
Jeżeli scenariusz jest dobrze napisany a obsada interesująca to nawet 1,5 godzinny film z 12 spoconymi mężczyznami debatującymi w jednym pokoju ogląda się z zapartym tchem (oczywiście aluzja do 12 gniewnych ludzi). Wszystko zależy od tego jak to scenarzyści zechcą nam tę historię opowiedzieć. Dev Patel nie jest i nigdy nie będzie wybitnym aktorem. Aktorka grająca Sloan Sabbith również, ale mają szansę się pokazać właśnie z takiej 'nerdowskiej' strony w produkcji trochę trudniejszej niż, np. Magic Mike 😉 .
Sam Waterston przechodzi samego siebie w ostatnim odcinku. Okazuje się, że nie jest tylko miłym dziadkiem dającym wszystkim rady na temat ich życia. Potrafi 'tupnąć' i strzelić F-word.
Fajny i miły punkt widzenia. Dziękuje za dodatkowe oko. Nie patrzyłem na to w taki sposób jaki piszesz, zachwycił mnie dynamizm, profesjonalizm i pasją, którą czuje sie zarówno w serialu jak i we wspomnianym filmie. Nie wnikałem w polityczne realia, to raczej film sprowokował by te realia a la wikipedia poznać.Zabrakło mi kontrapunktu, którym niewątpliwie jest moim zdaniem serial Boss. Polecam. Olek
dziękuję za polecenie "Bossa", na pewno sprawdzę.