Jak długo można unikać ciężkich rozmów?
Jak długo można udawać, że nie potrzebuje się bliskich?
Jak długo można uciekać?
Hank Palmer to typowy karierowicz. Myśli, że praca przyniesie mu wszystko czego potrzeba mu w życiu. Jest dumny z siebie, swojego statusu, poziomu swojego życia, ze swojej reputacji. Na sali sądowej to typ prawnika, który zabija słowem. W Stanach mówi się na nich „shark lawyer” – takiego nie przegadasz.
Ale…
za tą fasadą nie kryje się nic fajnego. Rodzina mu się właśnie rozpada: zaniedbana żona ma kogoś na boku, z córeczką, którą choć bardzo kocha, spędza z mało czasu by nawet dobrze ją poznać. W jego życiu nie ma w zasadzie nic głębszego niż jego portfel.
Sieć relacji rodzinnych, sposób w jaki się je buduje, utrzymuje, dba o nie, bądź zrywa, niszczy, odcina od nich, wiele mówi o tym jak radzimy sobie w życiu w pewnych sytuacjach. Jak rozwiązujemy, bądź nie, problemy, jak zachowujemy się w sytuacjach kryzysowych.
„Sędzia” dzieli się na mocne sądowe sceny i jeszcze mocniejsze sceny rodzinne. W obu tych światach rozmowy są równie intensywne. To także starcie dwóch tytanów. Ojca i syna. Sędziego i adwokata. Dwóch samców alfa.
Robert Downey Jr nie lubi w kinie ryzykować. Bierze się raczej za bezpieczne role. „Sędzia” też jest takim projektem – klasycznym dramatem, z odpowiednią dawką humoru i emocji. Downey stanowi jednak taki typ aktora, który niewiele potrzebuje by błyszczeć. On to po prostu ma. Ma to coś, co zawsze przykuwa uwagę i sprawia, że przyjemnie się na niego patrzy. To mu trzeba oddać.
Wspaniałą kreację tworzy natomiast Robert Duvall. Co to jest za aktor! Jego postać jest jak cebula. Wystarczy nam jedna scena byśmy zorientowali się co to za typ. Na sali sądowej rządzi, to jego królestwo gdzie nikt nawet nie próbuje mu się postawić. W domu nadal zachowuje się jak tyran. Jest oschły i bardzo zasadniczy. Synowi, którego nie widział od lat, na pogrzebie matki ledwo poda rękę. Gdy jednak wydaje nam się, że wiemy dokładnie z kim mamy do czynienia, okazuje się, że tak jak na sali sądowej: nie mamy pojęcia co tu się tak naprawdę dzieje, dopóki nie przyjrzymy się dokładniej. Sędzia – bo tak mówią o nim nawet domownicy – jest bowiem postacią o wiele bardziej skomplikowaną. Wychowanie dzieci nie jest prostą sprawą. Wychowanie trzech synów wydaje się być zadaniem wyjątkowo angażującym. Jako ojciec chcesz ich przygotować do życia, ale jak to zrobić gdy zbaczają na niebezpieczne ścieżki? Bycie rodzicem to myślenie przede wszystkim o dobru dziecka – nawet wtedy gdy dla niego wydaje się być ono czymś zupełnie przeciwnym. O Sędzim można wiele powiedzieć, że jest apodyktyczny, nieugięty, ostry. Ale jednocześnie to człowiek o jasnych moralnych zasadach, poświęcający się dla idei sprawiedliwości, prawy, honorowy, dumny. Sędzia jest uparty jak osioł postępując zawsze zgodnie ze swoim kodeksem. I choć czasem wywołuje to irytację i niezrozumienie, na koniec budzi ogromny szacunek. Bo jego zasady dotyczą także jego samego. Na tyle na ile jest wymagający wobec swoich bliskich, jeszcze bardziej nie odpuszcza sobie. Zrozumiemy w pewnym momencie, że on również ponosi cenę swej nieugiętości, że podejmowanie niektórych decyzji – jak na przykład wysłanie jednego z synów do poprawczaka – były dla niego bardzo ciężkie. Że jemu też łamało się serce. W walce o swoje dziecko trzeba czasem sięgać po rozwiązania ostateczne. Po to by je uratować.
Bardzo mi się podobało ukazanie tych ciężkich relacji. Pokazanie domu, w którym niemal każda rozmowa jest jak wejście na pole minowe, gdzie każdy do każdego ma masę skrywanych i nie pretensji. O racje i żale. O niewybaczone sprawy. O niezrozumienie. Rozmowy, które nigdy się nie kończą, które są urywane w pół, które ciągną się latami. Każda z nich otwiera przed nami kolejny rozdział historii Palmerów. Zaczniemy rozumieć dlaczego te relacje są tak trudne. Przypomina to trochę „Sierpień w hrabstwie Osage”. Tam jednak mieliśmy rodzinę sfeminizowaną, tutaj zaś wyjątkowo męską. Może dlatego mniej jest dramatyzmu, ale za to więcej upartości.
„Sędzia” jest także filmem o powrotach. Do domu, do rodzinnych stron, do dawnej miłości. Nie ma w tym temacie nic nowego – to typowy amerykański wątek przewijający się w wielu produkcjach, jest jednak świetnym polem do odetchnięcia od dramatu i pokazania postaci z innej strony. Hank 20 lat temu zostawił rodzinne miasto i swoją pierwszą miłość, którą teraz spotyka. Byłby to duży banał gdyby nie to, że ten epizod świetnie zagrała Vera Farmiga. Jej bohaterka mimo upływu lat jest tą osobą, która wciąż potrafi go rozgryźć. Gdy mówi mu, że jest najbardziej altruistycznym egoistą jakiego zna, czujemy, że to tego określenia nam brakowało. Hank jest właśnie taką hybrydą: wolnym ptakiem, który w obronie bliskiej osoby potrafi stoczyć walkę życia. Tak jak to robi na sali sądowej dla swojego ojca.
Wiecie, że lubię legal movies i rodzinne dramaty. Ten film łączy te dwa gatunki i dlatego tak bardzo mnie kupił. To solidne kino w stylu dawnego Hollywood. Zdjęcia Janusza Kamińskiego jeszcze mu tego klasycznego piękna dodają.
cudowna piosenka z filmu