Gdy dowiedziałam się o POP! Festiwalu, który organizowała Dzika Banda od razu wiedziałam, że muszę wziąć w nim udział. Noir i neo noir, femme fatale, filmy gangsterskie, kryminał, thriller, zagadka – uwielbiam wszystkie te motywy w kinie. Ktoś w końcu wpadł na pomysł by zbudować wokół nich festiwal. I tak szary i nieprzyjemny weekend 7-9 listopada spędziłam w najprzytulniejszym chyba warszawskim kinie – Iluzjonie.
Z bogatego programu wybrałam sobie 4 filmy i 3 panele. Niestety moje plany i plany organizatorów nie do końca okazały się zbieżne pod tym względem, ale o tym później.
Pierwszym seansem było francuskie „Widmo” (Les Diaboliques) z 1955 roku i był to najlepszy film jaki na tym festiwalu obejrzałam. Świetnie zagrany i doskonale wyreżyserowany do dziś zachwyca i trzyma w napięciu. Głównymi bohaterami filmu są: dyrektor szkoły dla chłopców z internatem, jego żona i zarazem właścicielka szkoły oraz nauczycielka angielskiego i … kochanka dyrektora w jednym. Facet nie dość, że z romansem w ogóle się nie kryje, to jeszcze jest paskudnym oprychem zarówno w stosunku do żony jak i kochanki. Doprowadziło to do zawiązania się dziwnej więzi czy wręcz przyjaźni między kobietami. A gdy w grę wchodzą pieniądze i uczucia, trzy osoby to zdecydowanie za dużo…
W sobotę obejrzałam „Ruchomy cel” („Harper”) z Paulem Newmanem w roli prywatnego detektywa Lew Harpera. Paul Newman był mistrzem grania takich cwaniaczków 🙂 Jego Lew to facet uwięziony w potrzasku swojego trudnego charakteru i pracy, którą uwielbia i która jednocześnie go wyniszcza. Przez cały seans obserwujemy zmagania detektywa z ciężką sprawą i ukochaną żoną, która postanawia go porzucić. Wiemy, że nic nie będzie mu szło łatwo już od pierwszej porannej sceny – gdy okazuje się, że skończyła mu się kawa. „Harper” jest ciut za długi i w pewnym momencie zaczyna nużyć, nie jest to też film z jakąś wybitnie ciekawą intrygą, największym jego skarbem jest niewątpliwie sam Newman, który pokazuje się tutaj z różnych aktorskich stron, a także wyzwolony klimat lat 60.
W niedzielę szykowałam się na prawdziwy rarytas: reżyserski debiut Seana Penna „The Indian Runner” z 1991 roku – film zapomniany i niedoceniany, a u nas w zasadzie nie pokazywany. Wyobraźcie sobie więc mój ogromny zawód w niedzielny poranek, gdy okazało się, że a) w programie została błędnie podana godzina seansu – 15 minut później (notabene rozbieżności godzinowych było więcej) b) ale to i tak nie istotne bo nie został on w ogóle wyświetlony! Na nic zdały się moje płacze i prośby – Pan operator nie miał wyjścia, nie mógł już tego filmu dla mnie puścić (nikt inny nie stawił się na ten pokaz) gdyż ze względu na jego długość – ponad 2 h, zachodził na kolejne punkty programu. Na koniec Pan rzucił, że „organizacja Festiwalu zakrawa o kpinie” i niestety, ale musiałam się z nim zgodzić. Rozczarowana i zła weszłam więc na trwający już od prawie godziny seans „Rzeki tajemnic”. Widziałam ten film już kiedyś, ale tylko raz więc zostałam do końca by zapomnieć o przykrym zawodzie i przypomnieć sobie oscarową rolę Penna aktora.
Ostatnim filmem jaki obejrzałam na Festiwalu byli „Nieugięci” („Mulholland Falls”) i był to najprzyjemniejszy i najbardziej trafiający w moje oczekiwania seans. Sprawił mi ogromną frajdę. Jest tu cały szablon klasycznego gangsterskiego kina noir: skorumpowana policja LA, piękne kobiety w stylu pin up, mężczyźni noszący kapelusze, wielka intryga stojąca za mniejszą zagadką i piękna muzyka. To głównie ta muzyka wprowadziła mnie w klimat Los Angeles lat 50. Podczas seansu przypomniał mi się dokument „Los Angeles plays itself”, o którym kiedyś pisałam i wszystkie strony LA ukazywane przez lata w kinematografii. „Nieugięci” to sztampa, ale jacy tam są aktorzy! Nick Nolte, Melanie Griffith, Michael Madsen, Jennifer Connelly, John Malkovich podnoszą tę dość banalną opowieść o poziom wyżej.
Wzięłam też udział w 3 panelach :
1. Zapomniane perły noir – przegląd filmów, które nie stały się „Sokołem maltańskim”. Wycieczka przez blisko stulecie filmowego czarnego kryminału i przypomnienie tego co niesłusznie zostało zapomniane.
Świetny temat! Pomimo, że zamiast dużego ekranu i sceny panel odbył się z fotela i laptopa, była to dla mnie prawdziwa kopalnia ciekawostek i nowych tytułów do oglądania.
2. Zakazane imperium, Detektyw, Banshee czyli neo noir w telewizji – Seriale dziś biją rekordy popularności, ale mało kto zastanawia się jak długą drogę seriale policyjne i detektywistyczne przeszły od poczciwego „Kojaka” czy „Colombo” po „Detektywa”. O przemianach w serialach kryminalnych. O nowych trendach w tych historiach, a przede wszystkim o tym dlaczego wciąż kochamy opowieści o zbrodni.
Akurat tak się zdarzyło, że oglądałam wszystkie seriale, o którym mówiono na tym panelu. No z wyjątkiem „The Wire”, na które szykuje się od paru lat. I stało się to moim przekleństwem bowiem w takiej sytuacji bolało mnie strasznie każde przeinaczenie, którego dopuścił się Pan panelista… Panel potraktowałam jako „zapchaj dziurę” przed kolejnym seansem i niestety dokładnie tym i niczym więcej się nie okazał.
3. Jak zostać scenarzystą serialu w Polsce? – pytania i odpowiedzi do braci Wojciecha i Zygmunta Miłoszewskich, twórców serialu „Prokurator”
To za to była świetna lekcja o tym jak się robi telewizję od środka. Dwa razy zastanówcie się zanim będziecie chcieli w to wejść. I nie wierzcie, że w TV (nawet tych prywatnych i podobno ambitnych stacjach) czeka się na dobre na teksty. Nie, czeka się na pieniądze. I jeśli nie jesteście przywiązani do swoich praw autorskich, w Polscie wprawdzie niezbywalnych, ale jak widać i to da się obejść, możecie napisać coś dla HBO Polska. Nie zobaczycie grosza z tantiem bo ta stacja formalnie nadaje z Węgier.