„Pozycja dziecka” reż. Calin Peter Netzer, Rumunia 2013
Sama nie wiem jak ocenić ten film. Mimo że bardzo doceniam w „Pozycji dziecka” zręczne przełożenie świata mikro na makro, po seansie pomyślałam jedynie, że w tym roku jury Berlinale nie miało chyba z czego wybierać.
Rumunia w „Pozycji dziecka” przypomina trochę Polskę lat 90, a może nawet i tą współczesną: społeczna elita ma kasę i władzę, nie ma za to ani gustu, ani skrupułów. Główna bohaterka – zadbana, obwieszona złotem, dobrze wykształcona kobieta w średnim wieku – wie, że w dobrym tonie jest czytanie Herty Müller i wyprawianie wystawnych przyjęć dla równie wysoko postawionych znajomych. Jeździ dobrym autem, nosi markowe ciuchy, zna wielu ludzi. Cornelia nie jest złą kobietą, wręcz przeciwnie – chce dobrze. Ciężko jednak nie mieć wątpliwości co do jej postępowania.
Akcja zaczyna się od śmiertelnego wypadku: za kierownicą Barbu – syn głównej bohaterki, ofiara – dziecko. Chłopiec wbiegł wprost pod koła jadącego autostradą samochodu, kierowca nie miał szans. Czy aby na pewno? Znacznie przekroczył dozwoloną prędkość, możliwe, że w krwi miał jeszcze promile alkoholu. Dwie rodziny pochodzące z różnych biegunów społecznych połączy tragedia. Jak nie trudno się domyślić, każdy stanie po stronie własnego dziecka.
Jednak ten wypadek będzie dla filmu tylko punktem wyjścia i pretekstem do nakreślenia większego obrazka. Cornelia ma niespotykaną pewność siebie. Mówi i działa tak jakby wszystko jej było wolno, jakby wszystko dało się załatwić – wystarczy tylko wiedzieć jak i z kim. Nie ma oporów by pouczać policję jak ma prowadzić śledztwo czy wręcz subordynować funkcjonariuszy. W szpitalu lekarz badanie krwi wykonuje pod jej czujnym okiem, wynik będzie taki jaki jest jej bardziej na rękę. Choć w żadnej ze scen nie przewijają się koperty czy pliki pieniędzy, korupcja jest jego głównym tematem. Bo gdy korumpuje dobrze ustawiona Pani architekt, dzieje się to w mniej oczywisty i brudny sposób. Cornelia manipuluje i ustawia sobie wszystkich według swoich potrzeb. A robi to w białych rękawiczkach.
Możemy wiele jej wybaczyć, w końcu to lwica walcząca o swoją rodzinę, ale gdy okazuje się, że własny syn jest jej największym antagonistą, zaczynamy mieć wątpliwości. Cornelia jest świetnym przykładem współczesnej Dulskiej – zrobi wszystko by zatuszować sprawę i ochronić rodzinę przed skandalem. I zrobi to za wszelką cenę. Jest przyzwyczajona, że dzięki swojej pozycji zawsze dostaje to czego chce. To matka nadopiekuńcza i samolubna. Zupełnie nie potrafi pogodzić się z tym, że dorosły syn ma swoje odrębne życie i nie potrzebuje już jej opieki. Jej determinacja w osiągnięciu własnych celów budzi jednocześnie podziw i trwogę.
„Pozycja dziecka” mnie niestety wynudziła. Nie jest to film, w którym lubi się bohaterów i z ciekawością podąża za fabułą. Choć jest świetnie zagrany przypomina trochę filmy Zanussiego – wspinając się na intelektualne wyżyny zapomina o najważniejszym – o widzu. Widzu, który potrzebuje chociaż minimum filmowych sztuczek by dać się wciągnąć w historię. Tu tego zabrakło.
Co w filmie budzi największe uznanie to chłodna bezstronność reżysera. On nam pokazuje różne sytuacje, zachowania i decyzje bohaterów nie dając cienia ich osądu, a jednocześnie rodzi w głowie widza konkretne wrażenia. Nie sposób nie odnieść sytuacji tej jednej rodziny do całego społeczeństwa, mistrzostwo polega na tym, że nam tu nikt w dydaktyczny i nachalny sposób tego nie wmawia. Tym się właśnie różni społeczno-polityczne kino rumuńskie od polskiego. Nie wiem jak oni to robią, ale są w tym od nas o niebo lepsi.
Film obejrzałam na festiwalu Wiosna Filmów :

W swojej opinii – mimo finalnego stwierdzenia – zaprezentowałaś film ciekawie i pewnie po niego sięgnę. Berlin – zawsze był dla mnie wyznacznikiem ciekawego kina. Mimo czasami negatywnej oceny kina rumuńskiego (ostatnio strasznie wymęczyło mnie Za Wzgózami) sięgam do niego z chęcią i czasami można trafić na perełki (jak np Śmierć Pana Lazarescu), ale to często trudne kino, społecznie uczciwe i przez to czasami męczące – bo faktycznie filmowcy z Rumunii mam wrażenie przedstawiają rzeczywistość i pozwalają ocenić ją widzowi, bez – tak jak piszesz – nachalnego wmawiania. Mimo wszystko podejmę więc wyzwanie i jak będę miał możliwość zobaczę film. Pozdrawiam
Nie widziałam jeszcze..Pewnie kiedyś obejrzę, ale póki co są ważniejsze filmy :))
Brzmi ciekawie, mimo że film nie powalił cię na łopatki. Ja mam z kinem rumuńskim pewien problem bo jest szeroko polecane i cenione, a mnie najzwyczajniej nudzi. Miałam kilka podejść do "Za Wzgórzami" i nie porywa, ale wierzę, że dam mu jeszcze szanse 😉
Ja się z tym kinem również zapoznaje na zasadzie – dzieje się w nim teraz coś ważnego więc warto wiedzieć co. Ale jeśli mam być szczera to też mnie ono bardziej męczy niż sprawia przyjemność.
Ja bardzo lubię kino rumuńskie, chociaż zdarzyło mi się przysnąć na filmie 😉