OSCARY 2013

©A.M.P.A.S.®

Przepraszam Was, że tym razem nie robiłam relacji na żywo, ale chciałam się poczuć jak za starych czasów: tylko ja i Oscary JBrakowało mi trochę komentowania i spisywania na żywo swoich spostrzeżeń, ale gdy galę spędzam z laptopem to kończy się w ten sposób, że nie mam czasu nawet nic przez te ponad 3 godziny zjeść, ba! nawet nie mam czasu oglądać uważnie transmisji bo ciągle piszę J

Tak więc teraz, już parę godzin po gali podzielę się z Wami kilkoma swoimi odczuciami. Może już nie tak na świeżo, ale w końcu też nie do końca z trzeźwym umysłem bo przecież tej nocy to ja nie spałam za dużo. W takie poranki rozumiem czemu ludzie tak uwielbiają kawę, którą ja piję raczej od święta: kiedy jesteś tak nieprzytomny kawa rzeczywiście smakuje bosko i daje obietnicę, że jakoś przetrwasz ten dzień J

Moje życzenia co do przydziału statuetek oczywiście kompletnie rozminęły się werdyktem Akademii, ale to już standard. Poza tym prawie w ogóle nie było zaskoczeń co po raz kolejny każe nazwać akademików konserwatywnymi dziadkami.
Moment, na który najbardziej czekałam:

TED J Boże, jak ja się cieszyłam gdy go zobaczyłam! I był taki jak sobie wymarzyłam: w eleganckim smokingu z muszką!!! Zdecydowanie przyniosło mi to najwięcej radości w ciągu całego wieczoru.
Jedyne zaskoczenie i to na plus:

Oscar dla Anga Lee. Moim zdaniem nikt na niego nie stawiał, ja też nie. „Życie Pi” jest jednym z tych filmów, których nigdy bym nie obejrzała gdyby nie nominacja do Oscara. I chwała Bogu, że jednak tak się stało. Byłam totalnie oczarowana tą produkcją. Jestem osobą, dla której efekty specjalne mogłyby nie istnieć bo z reguły oglądam mniejsze, niezależne i skromne produkcje. Może dlatego byłam tak oszołomiona w kinie podczas seansu „Życia Pi”. Nie byłam gotowa na taki piękny spektakl. Poza tym Ang Lee jest doskonałym reżyserem o niewiarygodnym dorobku, a przy tym tak skromnym człowiekiem.
Moment wzruszenia:

Były dwa kiedy musiałam ocierać łzy rękawem od pidżamy. Oba tuż pod sam koniec imprezy.
Pierwszy raz kiedy nagrodę odbierał DD Lewis. Moim prywatnym faworytem był w tej kategorii Joaquin Phoenix, który w uroczy sposób dawał wyraz swojego stosunku do całej tej maskarady robiąc co chwila zniesmaczone miny J 
reakcja aktora na swoją własną nominację 🙂 

Ale gdy Daniel Day Lewis – najlepszy aktor na świecie – jak go określił ostatnio magazyn TIMES, stał na scenie ze łzami w oczach, mnie też się one zaszkliły. Człowiek, który przechodził właśnie do historii jako pierwszy aktor z 3 statuetkami za pierwszoplanowe role, był szczerze poruszony. Taka skromność i niewiarygodna klasa nikogo nie pozostawiają obojętnym. Aktor wygłosił wspaniałą mowę – emocjonalną, ale i zabawną a przede wszystkim składną – co na Oscarach się zdarza bardzo rzadko (do obejrzenia TU). Możemy być wdzięczni losowi, że za naszych czasów żyje i gra tak wyjątkowy artysta.
Drugi moment, który mnie wzruszył był dla mnie zupełnie nieoczekiwany. Nie chciałam żeby wygrała „Opercja Argo”, nie lubię tego werdyktu. Jednak gdy do głosu doszedł reżyser filmu, wypowiadający się w tej chwili jako producent – Ben Affleck, autentycznie mnie poruszył. Bo na scenie stał nie gwiazdor, ale zwykły chłopak, któremu się udało. Jego podziękowania to chyba najlepsza mowa motywacyjna, jaką słyszałam: miej duże marzenia i ciężko pracuj, a wszystko jest możliwe. Cokolwiek bym nie myślała o jego filmie, jestem pod wpływem uroku Bena i szczerze się cieszę jego szczęściem.
Prowadzący

Oscary borykają się brakiem dobrego hosta od lat. Mnie żaden nigdy się nie podobał, ani osławiony Billy Cristal, ani żaden z eksperymentów Akademii. Setha byłam ciekawa bo nie za bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Z szumnych zapowiedzi niegrzecznych żartów niewiele się sprawdziło, ale ja byłam z niego zadowolona. Przeczytałam gdzieś, że był zbyt niepewny siebie i stremowany. Mnie się właśnie ta jego niepewność podobała. Był naturalnie onieśmielony, a momenty kiedy wybuchał niezaplanowanym śmiechem były urocze. Poza tym dobrze się prezentował i fajnie tańczył J


Oscarowe kreacje

Wyjątkowo słaby rok pod tym względem. Jedyna Pani, która wzbudziła mój zachwyt gdy weszła na scenę to Charlize Theron.
Pięknie wyglądała tego wieczoru też Naomi Watts

Występy


Za dużo było tych piosenek. Najlepsza okazała się być Shirley Bassey.
Werdykty

W tym roku werdykty w głównych kategoriach były dla mnie zupełnie nieemocjonujące bowiem z każdym z nich się nie zgadzam nawet jeśli dostali je twórcy których lubię i szanuję. Christoph Walz dostał drugą statuetkę za tę samą rolę, Jennifer Lawrence stała się nową ulubienicą Hollywood i jest nachalnie promowana, a Anne Hathaway dostała Oscara bo zastosowała stary numer: schudła oraz obcięła włosy. Moimi faworytami byli Tommy Lee Jones, Helen Hunt czy Jessica Chastain bo to są aktorzy, który doskonale wykonali swoją pracę bez jakiś specjalnych fanfar wokół swojej osoby.
Moment, który wszyscy będą wspominać przez lata:
Upadek na schodach Jennifer Lawrence. Na sali zabrakło gentlemenów żeby pomóc jej wejść na scenę. 
Za co lubię Oscary:

Za te momenty czystej niewystudiowanej radości, którą prezentują nagrodzeni w mniej prestiżowych kategoriach. Młodzi, zupełnie nieznani twórcy odbierający nagrody za krótkie metraże bądź kategorie techniczne są wzruszający. To są ludzie, którym właśnie spełniają się marzenia i być może zmienia się życie.
Przez ostatnie tygodnie bywałam po 3 razy w tygodniu w kinie by obejrzeć wszystkie nominowane filmy plus nie zostać w tyle z tymi produkcjami, które mnie interesują. Jak już wiele razy wspominałam staram się jak największą ilość filmów oglądać w sali kinowej, mimo choroby, która po drodze mi się przypałętała i mimo kosztów jakie to ze sobą niesie, udało mi się obejrzeć wszystko. Dzięki Oscarom trafiłam na filmy, na które nigdy bym się nie wybrała i choć w większości przypadków nie byłoby czego żałować, zdarzyły mi się też wielkie odkrycia. Aby wszystko ze sobą pogodzić musiałam złamać swoją zasadę i zacząć chodzić do multipleksów. Nigdy nie zeszłam jednak powyżej swojej maksymalnej ceny za bilet czyli 15 zł J Dawno nie miałam do czynienia z tyloma niedzielnymi kinomanami, którzy spóźniają się na seanse, robią raban by znaleźć swoje miejsce i ogólnie zachowują się w kinie jak buraki. Z drugiej strony przekonałam się, że będąc sprytnym można nawet w multipleksie obejrzeć film za 13 zł. A teraz potrzebuję filmowego detoksu J

Jeden komentarz

  1. Aga R.

    a propos upadku Jennifer Lawrence, jedynym z panów, których podbiegli jej pomóc oprócz Dujardin'a, który miał jej wręczyć Oscara, był nadbiegający z drugiej strony sali Hugh Jackman 🙂

  2. Mikez

    Phoenix zamiast stroić miny, udając zażenowanie i zniesmaczenie, mógł po prostu nie przychodzić na galę. Dla mnie to zwykłe pozerstwo, które jest gorsze od sztucznej kurtuazji.

    Sam galę obejrzałem na przewijaniu dopiero rano, a zdecydowanie najzabawniejszym momentem było dla mnie ogłoszenie wyników w kategorii Najlepszy reżyser. A dokładniej mówiąc ten moment: https://dl.dropbox.com/u/6003595/obrazki/bestdirector.jpg Brawa dla realizatora 🙂

    Co do werdyktu wypowiadać się nie zamierzam. Z głównej kategorii widziałem zaledwie cztery filmy, więc najzwyczajniej w świecie nie mam podstaw, żeby krytykować bądź wtórować wyborom członków Akademii.

  3. Natalia

    ha ha, Riva się załapała!

  4. Natalia

    tak widziałam, ale spóźnił się, Jen już sobie sam poradziła 🙂

  5. Izabela

    Jejku, ja właśnie próbuję spiracić transmisję żeby sobie spokojnie obejrzeć. Biedna Jen – potrafię sobie wyobrazić jak się czuła, ale naturalnie wybrnęła. Jak Phoenixa lubię, to takie zachowanie mi się nie podoba. Skoro tak tym gardzi, to jak ktoś wyżej napisał, mógł nie przychodzić. Cieszę się bardzo ze statuetki Day-Lewisa – jego niezwykła skromność naprawdę wzrusza. Genialny aktor.

  6. Pocahontas recenzuje

    Jak Lewis wygrał normalnie jak wszyscy siedział uśmiechnięty i bił brawo, także bez przesady z tym, że zachowywał się jakoś specjalnie nieodpowiednie.

  7. Paula Anna

    mam nadzieję, że znajdę w sieci całą galą, bo strasznie chciałabym obejrzeć! z częścią werdyktów się zgadzam, z częścią mniej, ale nie potrafię się złościć – radość i wzruszenie wygranych jest zbyt piękne, zawsze się rozczulam. 🙂 nie oglądałam "Argo" i miałam innego faworyta, ale uwielbiam Bena jak człowieka, jego mowy i mądre słowa, więc… łezka w oku! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *