„Wiera Gran”, film dokumentalny, reż. Maria Zmarz-Koczanowicz, Polska 2011
Życie Wiery Gran to gotowy materiał na film. Żydowska artystka cudem przeżyła wojnę by potem do końca życia zmagać się z oskarżeniami o kolaborację.
Jej historia zaczyna się pięknie. Młoda, piękna i utalentowana śpiewaczka była ozdobą warszawskich salonów lat 30. Wojna zmieniła wszystko. Wiera mieszkała w getcie z matką oraz siostrami i wciąż śpiewała. W prywatnych mieszkaniach, za choć małe, ale jednak, pieniądze. Ciężko w to uwierzyć: w getcie było życie. Nie tylko umieranie i walka o chleb, ale również to staranie się o namiastkę normalności, o chwilę zapomnienia. I tak, w getcie były kawiarnie. Oczywiście wszystko do czasu. Im dłużej trwała wojna, tym było gorzej. Wierze udało się w 1940 roku uciec z getta, uciec z miasta. Potem ludzie będą mówić, że widzieli Wierę w kawiarni w Warszawie, z Niemcami. Ale ona wtedy już przefarbowana na blond, przerzucona do Starych Babic, została „żoną” tamtejszego lekarza.
W 1950 wyjeżdża jak większość swoich do Izraela. Chce zapomnieć wojnę. Wtedy się zaczyna. Oskarżenia i pomówienia. Jej nowi sąsiedzi są bezwzględni, plotka idzie w świat. Że Wiera kolaborowała, że ktoś ją widział tu i tam, z tym i z tamtym. Nie ma dowodów, jest tylko ludzkie gadanie. Wiera nie wytrzymuje. Ucieka do Paryża. Niestety zła sława jedzie za nią. I tak do końca życia…
Kto ją oczerniał? Między innymi Władysław Szpilman, z którym znała się ze wspólnych występów. Dlaczego? Bo najlepszą bronią jest atak. Gran powiedziała w jednym z wywiadów, że Szpilman był w żydowskiej policji wydającej podczas wojny Żydów. Nigdy się nie wycofała z tego stwierdzenia. Oskarżenia pod jej adresem rzucał także Jonas Turkow – aktor i reżyser. Dlaczego? Bo Wiera jako młoda dziewczyna go odrzuciła? Możliwe.
Była sprawa sądowa, a nawet trzy, w których Wiera została oczyszczona z zarzutów. Czym jest jednak wyrok sądu przy długim ludzkim języku. Mimo, że sam Marek Edelman był inicjatorem jej definitywnego oczyszczenia, Gran umarła jako samotna, zwariowana kobieta mieszkająca w malutkim mieszkaniu w Paryżu. Nikt nie zafundował jej nawet nagrobka…
Bez względu na finał tej historii i stosunek do Wiery, jest to postać fascynująca. Z tego względu na festiwalu WATCH DOCS wybrałam z programu właśnie tę pozycję. Przed seansem nie wiedziałam za wiele o historii Wiery Gran, tyle co obiło mi się o uszy. Wszystko co powyżej opisałam wyniosłam z filmu. Moja wiedza jest zatem jak na razie ograniczona do tego jednego przekazu.
Film Marii Zmarz-Koczanowicz jest rekonstrukcją życia Gran. Dużo w nim archiwalnych zdjęć piosenkarki, jej występów, piosenek, a także wywiadów z lat późniejszych, aż do zdjęć z paryskiego mieszkania na niedługo przed śmiercią. Zdjęcia wywołują ogromny żal za przedwojennym kulturalnym życiem pięknej stolicy, które już nigdy w tej formie się nie odrodziło. Niestety nie jest to film dobry. Ja wyszłam z niego bardzo zawiedziona. Film jest koszmarnie zmontowany, chaotycznie, bez jakiegoś przemyślanego pomysłu. Zdjęcia są kiepskiej jakości, co w erze takich możliwości technicznych staje się dla mnie nie do przyjęcia. Nie lubię męczyć się w kinie, a kiedy karze mi się oglądać zdjęcia nagrane jakąś ręczną kamerką to męczę się cholernie. Abstrahując jednak od tych dwóch technicznych uwag, najbardziej irytująca jest forma dokumentu. Otóż film o Wierze Gran nie do końca jest o niej, bowiem mega ego Pani Agaty Tuszyńskiej całkowicie go dla siebie zawłaszcza. Kim jest Pani Agata? Pisarką, autorką książki „Oskarżona Wiera Gran”, podejrzewam, że książki dobrej, nie mam powodów by sądzić inaczej. Nie podoba mi się jednak to, że idąc na film o Gran, dostaję de facto film o Tuszyńskiej. Sam pomysł jest OK – śledzimy zbieranie materiałów do książki i towarzyszymy autorce w jej pracy. Ale proporcje są tu zbyt zachwiane. Na pierwszy plan wysuwa się Pani pisarka, która niestety nie budzi sympatii (przynajmniej mojej) i bardzo nachalnie promuje swoją osobę. W ten właśnie sposób popsuto ten film.
Wracając do osoby samej Wiery Gran. Czekam na dobry fabularny film o niej, z rozmachem, w stylu hollywoodzkim, który byłby żeńską odpowiedzią na „Pianistę”. O taką rolę starałaby się połowa Hollywood. To byłby hit!
A na koniec posłuchajcie jednego z największych przebojów Wiery Gran:
Przeczytałam książkę, obejrzałam film i zdecydowanie mam niedosy. Tak samo liczę na prawdziwy film, coś w stylu ostatniej ekranizacji życia Edith Piaf.