Kret

„Kret” reż. Rafael Lewandowski, Polska/Francja 2011

„Kret” reklamowany jest jako trzymający w napięciu thriller i jest to moim zdaniem nadużycie. Ani to thriller ani w napięciu nie trzyma tak bardzo. Drugie często powtarzane hasło: „Kret” należy do extraklasy polskiego kina trąci megalomanią i niepotrzebnie rozbudza wielkie nadzieje.  

„Kret” porusza ciekawy i bardzo aktualny temat agentów, SB i teczek. Mało twórców odważa się po niego sięgać choć wg mnie jest bardzo filmowy i może służyć za kanwę świetnych, skomplikowanych historii.  Zabrał się za niego debiutant Rafael Lewandowski – francuski filmowiec polskiego pochodzenia. Cóż, czasem potrzeba kogoś z zewnątrz kto umie z dystansem spojrzeć na bolesne i nierozwiązane konflikty.

Paweł wraz z ojcem Zygmuntem prowadzi interes: raz w tygodniu przywożą z Francji towar: worki używanej odzieży, które dostarczają okolicznym szmateksom. Dlaczego akurat z Francji? Bo tam mieszka część wyemigrowanej w czasach PRL rodziny. Biznes idzie całkiem nieźle. Ojciec i syn spędzają ze sobą dużo czasu co wbrew pozorom wcale nie wychodzi im na złe. Są bardzo ze sobą związani, rozumieją się i świetnie dogadują. Lewandowski pięknie sportretował coś rzadko spotykanego w kinie: prawdziwie ciepłą, zdrową relacje ojciec syn. Widać tu czułość, troskę i pełne wsparcie po obu stronach. To co wydaje się wręcz idealne, idealne jednak nie jest. A przynajmniej nie do końca.

Zygmunt jest emerytowanym górnikiem. Za komuny czynnie uczestniczył w strajkach robotniczych. Ba! był wręcz ich inicjatorem i nieformalnym przywódcą. Za wywrotową działalność został internowany i 2 lata spędził w więzieniu. Jednym słowem: bohater. Pewnego dnia ktoś podważa jego solidarnościową przeszłość i oskarża o bycie agentem SB. Media szybko podłapują temat, wybucha skandal. Sytuacja jest tym bardziej nieprzyjemna gdyż w tym samym czasie rusza proces przeciwko pacyfikatorom strajku, któremu przewodził Zygmunt. W wyniku wydarzeń zginęło 7 robotników, wśród ofiar był ojciec Ewy – żony Pawła.

Paweł do sprawy podchodzi spokojnie i chce bronić dobrego imienia ojca. Do tej pory syn przyjmował w ciemno wersję wydarzeń Zygmunta. Teraz by zrozumieć całą sytuacje próbuje dowiedzieć się czy są jakiekolwiek podstawy do wysnutych zarzutów. Rozmowa z ojcem nie jest łatwa.

Wbrew pozorom „Kret” nie jest filmem o lustracji. To raczej uniwersalna opowieść o winie, trudnych wyborach, postawach. Lewandowski postawił na wywarzenie historii, którą opowiada: nie popada w dramatyzm ani w łatwe osądy. Ale czy słusznie? Dlaczego kino boi się postawić zdrajcę pod murem i w żaden sposób go nie usprawiedliwiać? Brakowało mi tego w „Krecie”: pazura, odwagi, zdecydowania. Tymczasem wyszło jak zawsze: trochę miałko.

Widzę jednak jeden duży plus w powstawaniu filmów o lustracji, uświadamiają one, że spór o teczki to nie jest tylko jakiś polityczny bój na górze. To są historie ludzi, którzy żyją wokół nas, ludzi którzy często nie zapłacili za krzywdy, które wyrządzili, a czasem wręcz korzystali z nieprzysługujących im gloryfikacji. O tym też mówi „Kret”: przeszłość nas dogoni, czas nie ma znaczenia.

Dobre słowa należą się Borysowi Szycowi i Panu Dziedzięlowi. Za pokazanie wiarygodnej więzi ojciec – syn i za solidne aktorstwo. Gdy słucha się ich dialogów nie więdną uszy, gdy patrzy się na nich czuje się te postaci. Za to brawa. I za zdjęcia. Kto by pomyślał, że miasto Bielsko Biała może być takie filmowe…

Mały PS. na koniec. Oprócz trailerów (zwiastunów jak kto woli) bardzo lubię oglądać również plakaty filmowe (niedługo pokaże Wam kilka). Niestety polskie filmy erę posterów z pomysłem mają już za sobą. W przypadku „Kreta” plakat wydaje się być całkiem niezły, choć gdy przyrówna się go do amerykańskich standardów wieje nudą i sztampą. Mnie zadziwia jeszcze coś – w żadnej ze scen, grany przez Borysa Szyca bohater nie jest ubrany w garnitur. Nie rozumiem więc skąd taki strój na plakacie…


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *