Kathy, Ruth i Tommy to jedne z setek uczniów elitarnej szkoły z internatem w Hailsham na bajkowej angielskiej prowincji. Poznajemy ich pięknego lata 1952 roku. Wyglądają i zachowują się normalne dzieci: wdają się w bójkę, dokuczają sobie nawzajem i są najszczęśliwsze na świecie, gdy mogą kupić na szkolnym kiermaszu zabawkę. Jednak zasady panujące w szkole, nawet jak na sztywne angielskie warunki, są wyjątkowo rygorystyczne. Dzieci nie są traktowane adekwatnie do swojego wieku, a raczej trenowane jak wojsko: noszą mundurki, jedzą śniadanie na gwizdek, nie mają swoich prywatnych rzeczy. Dziwną atmosferę wokół szkoły oraz jej uczniów wzmagają przerażone, smutne spojrzenia rzucane im przez wychowawców oraz nieliczne osoby z zewnątrz. Jedna z nich – nowa, młoda nauczycielka, nie wytrzymuje presji i wyznaje dzieciom prawdę o ich egzystencji. Wychowankowie Hailsham są klonami stworzonymi po to by w przyszłości swoimi organami ratować życie zwykłym ludziom. Przełom w medycynie, który umożliwił powstanie tej procedury nastąpił 10 lat wcześniej w związku z tym system „hodowli” klonów jest już doskonale dopracowany. Wszystko jest z góry ustalone i zaplanowane. Nie ma odstępstw, nie ma możliwości ucieczki od swojego przeznaczenia…
„Nie opuszczaj mnie” to ekranizacja bestsellerowej książki Kazuo Ishiguro, która znalazła się na słynnej liście magazynu „The Time” 100 najważniejszych anglojęzycznych powieści wszech czasów. Autor stworzył w niej nie, jak to się przeważnie zdarza, wizję przyszłości, ale alternatywną przeszłość. Dlatego zarówno książka, jak i film, pozbawione są nowych technologii, świetlnych mieczy czy przybyszy z innych planet. Wszystko jest takie jakie było: stroje, samochody, ludzie. Z jedną różnicą: długość ludzkiego życia znacznie się wydłużyła gdyż dzięki dawcom narządów, wyeliminowane zostały śmiertelne choroby. Umiejscowienie akcji na sielskiej wsi i zupełne wyzbycie się „science” z „science fiction” sprawia, że film ma niezwykle mocne działanie. Oglądamy ludzi skazanych, ale i pogodzonych ze swym losem. Bo tu nie chodzi o bunt, czy ucieczkę przed przeznaczeniem. Tu chodzi o pogodzenie się z nim. O godne życie, mimo z góry ustalonego końca.
Niech nie zwiedzie nikogo młoda obsada ani mało doświadczony reżyser: wszyscy stają na wysokości zadania i to ich zasługą jest, że ta niełatwa ekranizacja naprawdę trzyma wysoki poziom. Reżyser Mark Romanek to bardzo uznany twórca teledysków. Kiedy przejrzałam jego videografię okazało się większość moich ulubionych clipów wyszło spod jego ręki, wspomnieć tu można chociażby „Got ′til It′s Gone” Janet Jackson, „God Gave Me Everything I Want” Micka Jaggera, „Closer” Nine Inch Nails i wiele innych. W „Nie opuszczaj mnie” potrafił osiągnąć to, co zachwyca w jego teledyskach – niesamowity klimat: począwszy od pięknych ujęć, jak to porzuconego na plaży wraku, po bardzo spokojne, a jednak trzymające w napięciu prowadzenie akcji. Świetnie obsadził też młodych aktorów: Carey Mulligan, Keira Knightley i Andrew Garfield zagrali ludzi z krwi i kości, mimo że każda z ich postaci ma wszczepiony w rękę czip.
Romanek nakręcił egzystencjalny melodramat z głębokim drugim dnem. Każdy widz zastanawia się pewnie, dlaczego główni bohaterowie nigdy nawet nie rozmawiali o tym, że przecież, mimo iż są klonami, są takimi samymi ludźmi jak inni: z uczuciami, emocjami, marzeniami. Dlaczego nie próbowali zmienić swojego losu? Pytanie to jest jednak bezcelowe: przed śmiercią jeszcze nikt nie uciekł…