Debiutanci

Tak jak obiecywałam TU, piszę coś więcej o „Debiutantach”, którzy dziś wchodzą do kin. W wakacje rzadko jest coś dobrego na ekranach więc tym bardziej zwróćcie uwagę na ten film.

Mike Mills należy do grona tych niezależnych twórców, którzy naprawdę potrafią opowiadać historie. W „Debiutantach” on także jest debiutantem – to zaledwie jego drugi pełnometrażowy film, w 2005 roku swoją „Rodzinką” oczarował widzów Sundance i Berlinale. Oba filmy utrzymane są w podobnym klimacie, który ja osobiście bardzo lubię. Akcja toczy się spokojnie, po cichutku. Bohaterowie są bardzo zwyczajni. Nie ma żadnych fajerwerków.

Siłą historii opowiedzianej przez Millsa jest jej prostota i niezwykłość jednocześnie. Zwykli ludzie, zwykłe życie, a jednak wydarza się coś co sprawia, że to życie całkowicie się odmienia. Koniec to najlepszy początek – powiedział kiedyś ktoś i w „Debiutantach” ta maksyma się sprawdza. Oliwier (Ewan McGregor) dowiaduje się, że jego ojciec jest gejem. Przyznaje mu się do tego w wieku 75 lat, dopiero po śmierci żony. Coming out ojca jest dla Oliwiera szokiem, nie tyle ze względu na samo przesłanie wiadomości a bardziej na rozmach z jakim to się dzieje. Hal – świetnie zagrany przez wciąż bardzo żywotnego Christophera Plummera, nie przejmuje się wcale swoim podeszłym wiekiem i postanawia korzystać w końcu z życia i wolności. Jego aktywność budzi szczery podziw: zapisuje się do wszystkich możliwych organizacji gejowskich, odbywa tournee po nocnych klubach i znajduje sobie młodego chłopaka. Proszę sobie teraz wyobrazić, że akurat ta część filmu nie jest fantazją a opiera się na osobistych przeżyciach reżysera.

Kolejny wątek wiąże się już ściśle z życiem Oliwiera. Hal oprócz homoseksualizmu wyjawił synowi, że ma raka w stadium nie do leczenia. Gdy umiera, Oliwier popada w otępienie. Jego jednym przyjacielem staje się odziedziczony po ojcu pies o imieniu Artur (Artur w pełni zasłużył by być na plakacie filmu, kradnie każdą scenę, w której się pojawia). Przyjaciele z pracy nie mogąc patrzeć na przygnębienie Oliwiera, zabierają go któregoś dnia na imprezę. I tu moja mała dygresja: w filmach o miłości jedną z najważniejszych kwestii jest sposób poznania się bohaterów. Jest taka scena w „Bulwarze Zachodzącego słońca” Billego Wildera, gdy główna postać pisząc scenariusz do komedii romantycznej wymyśla zawiłe okoliczności zapoznania się dwójki swoich bohaterów. Wilder lubił tzw. „cute meetings”, napisał więc, że choć dzielą wspólny pokój nie znają się, bo ona wynajmuje go na dzień a o na noc. Przez pewien czas się mijają aż w końcu przypadkiem wpadają na siebie. Zgadzam się z Wilderem, że wymyślenie uroczego spotkania to jeden z ważniejszych elementów dobrej komedii romantycznej. W „Debiutantach” Mike Mills łączy swoją dwójke na imprezie: Oliwier poznaje Annę, z którą spędza całą noc świetnie się bawiąc. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że dziewczyna nie wypowiada przez ten czas ani jednego słowa! Nie będę zdradzać dlaczego choć powód jest bardzo prozaiczny, ale przyznać muszę, że fajnie mu to wyszło. Nie wspominając już o kluczowej roli psa w całej akcji podrywania Anny… 

Mamy więc w filmie wiele końców i wiele początków. Jest i rozliczanie się z życiem i podejmowanie decyzji by z odwagą w końcu w pełni z niego korzystać. Radość zostaje przerwana przez śmierć a żałobę kończy nowe uczucie. Co chwila trzeba debiutować w nowej roli.

Cenię bardzo Ewana McGregora za jego wszechstronność. Gra zarówno w kasowych superprodukcjach, u najlepszych reżyserów jak i w niezależnych, skromnych filmach. Przez lata udało mu się osiągnąć pozycję aktora – everymana, który potrafi zagrać wszystko. Ja osobiście najbardziej go lubię w postaciach szarych ludzi, takich właśnie jak jego bohater z „Debiutantów”. Zagubiony ale szczery, chcący kochać ale nie wiedzący jak. Partnerująca mu francuska aktorka, znana z „Bękartów wojny” i „Nieba nad Paryżem” Melanie Laurent gra bardzo świeżo i naturalnie.

Będę obserwować karierę Mika Millsa bo bardzo mi odpowiada sposób w jaki robi filmy. W „Debiutantach” pokazał jak pełnym jest twórcą, oprócz scenariusza i reżyserii spod jego ręki wyszły też grafiki, które zawodowo tworzy główny bohater. Mills jest autorem teledysków i okładek płyt zespołów muzycznych takich jak np. Air, Beasty Boys i w jego filmie pełno jest dyskretnych odwołań do popkultury. Wspomnieć muszę o polskim akcencie jakim jest plakat Andrzeja Krajewskiego do filmu „Siedem razy kobieta” z Shirley MacLaine, który jest bardzo widoczny w salonie Oliwiera. Poza tym jest też świetny wątek artystyczno-aktywistyczny w postaci malowania na murach miasta haseł w stylu „w 2003 roku Britney Spears najczęściej googlowaną osobą”.



Choć w „Debiutantach” jest  dużo smutku i melancholii, wszystko podane jest z życiowym humorem. Bardzo przyjemny, ciepły film. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *