„The Sunset Limited” reż. Tommy Lee Jones, USA 2011
Cormac McCarthy i Tommy Lee Jones mają ze sobą wiele wspólnego. Nie lubią blichtru, show biznesu, zainteresowania własną osobą. Żyją na uboczu, na swoich farmach i bardzo rzadko udzielają wywiadów. Wycofany charakter połączył ich we wspólnym projekcie: McCarthy przełożył swoją sztukę „The Sunset Limited” na scenariusz filmu, który Jones wyreżyserował, wyprodukował i zagrał jedną z dwóch głównych ról.
Ranek w nowojorskim metrze. W drodze do pracy Czarny ratuje Białego przed śmiercią. Udaremnia jego samobójczy skok pod pociąg – Sunset Limited. Następnie w obskurnym mieszkaniu na Bronksie przez półtorej godziny próbuje poznać Białego i rozumieć dlaczego targnął się na swoje życie.
Czarny i Biały są ucieleśnieniem zupełnie odmiennych życiorysów i światopoglądów. Czarny, grany przez ekspresyjnego Samuela L. Jacskona, ma za sobą kryminalną przeszłość. Jest prostym, bardzo wierzącym przedstawicielem „gorszej” części miasta. Biały – „kamienna twarz” Tommy Lee Jones, to emerytowany profesor, inteligent i erudyta z zamożnej klasy średniej. A także ogromny cynik, sceptyk oraz zagorzały ateista. Połączył ich moment zupełnie wyjątkowy: jeden uratował życie drugiego. Wybawca czuje się odpowiedzialny za ocalonego i głęboko wierzy, że nie przez przypadek był akurat jedyną osobą na peronie kiedy ten postanowił rzucić się pod pociąg. Niedoszła ofiara czuje, że powinna być wdzięczna człowiekowi, który ją uratował. Dlatego zgadza się z nim porozmawiać w ramach podziękowania, mimo że przyznaje, iż wolałby mu za to zapłacić. W takich okolicznościach rozpoczyna się rozmowa, która jest starciem dwóch kompletnie różnych spojrzeń na świat, życie, wiarę.
Samo oglądanie tych dwóch aktorów w akcji, słuchanie ich przekomarzania się i to za pomocą tak błyskotliwych tekstów, jest czystą przyjemnością. Choć bohaterowie celowo są bardzo spolaryzowani, rozmowa nie przeradza się w słowną jatkę a z biegiem czasu każdy z nich coraz bardziej zadziwia. Dla mnie najważniejszy nie był główny konflikt kręcący się wokół wiary w Boga, ale coś co w moim odczuciu określało ich o wiele bardziej. Było to starcie dwóch inteligencji: tej książkowej z życiową. Biały jest oczytanym profesorem, wtrącającym mądre cytaty i wielkie nazwiska. Według Czarnego to właśnie edukacja doprowadziła Białego do nieszczęścia. Choć sam może wydawać się nieokrzesany i nieobyty, kryje w sobie coś więcej niż uniwersytecka wiedza. W pewnym momencie mówi: „Zdziwiłbyś się ile czasu poświęcam na rozumienie świata”. Niby ma odpowiedzi na wszystkie pytania, jednak nie przestaje szukać. Jego podejście do życia jest mi zdecydowanie bliższe, mimo że na co dzień odczuwam wiele z rozterek profesora. W przeciwieństwie do niego jednak nie mam tak jednowymiarowego, złego zdania o świecie, który nas otacza. Z końcem filmu co raz bardziej jasne jest, że któryś z nich będzie musiał przegrać ten pojedynek. Czy jednak rzeczywiście skończy się on tak jak nam się wydaje?
Cormac McCarthy – amerykański pisarz, z którym ja właśnie zaczynam swoją przygodę, charakteryzuje się bardzo specyficznym, dość ciężkim stylem. Szerzej znany stał się dzięki ekranizacji swoich dwóch wielkich powieści: „To nie jest kraj dla starych ludzi” oraz „Droga”. Mam wrażenie, że „Sunset Limited” jest zapisem jego wewnętrznego dialogu z samy sobą, może również z Bogiem. Kumulacją wątpliwości i pytań dojrzałego człowieka. Trzeba mieć wielki talent by myśli zawrzeć w tak celne dialogi.
„Sunset Limiteed” to 90 minutowy, niełatwy w odbiorze film telewizyjny. Jak zawsze przy ekranizacji tego rodzaju dramatów: zamkniętych w jednym pomieszczeniu, z tylko dwójką aktorów, opartych wyłączenie na rozmowie, największą sztuką jest utrzymanie zainteresowania widza. Reżyser robi co może by dodać rozmowie jakiejś dynamiki. Odciąga bohaterów do stołu prowokując by zmieniali miejsca w obrębie mieszkania: to podeszli do okna, to usiedli na kanapie. Czasem wydaje się to trochę sztuczne. Mimo tej statyczności obrazu i pozornego braku akcji, film bardzo wciąga i angażuje. HBO po raz kolejny udowadnia, że jest jedyną stacją telewizyjną, która nie obawia się podejmowania ambitnych projektów. Nastawionych nie na komercyjny hit czy zawrotną frekwencję, a raczej przeznaczonych dla mocno wyselekcjonowanej publiczności, która lubi wyzwania. Kto się do niej zalicza powinien zapolować w TV na pociąg z napisem „Sunset Limited”.
Nie jest to kino wybitne, ale zdecydowanie warto je zobaczyć. Już ze względu na sam fakt realizacji, fakt spotkania dwóch znakomitych aktorów, którzy w danej chwili skupiają się tylko i wyłącznie na aktorstwie, nic więcej się dla nich nie liczy. I dają prawdziwy popis, bez wątpienia to jedne z ich najlepszych ról w ostatnich latach. Takiego Lee Jonesa nie ujrzymy w Captain America, tak jak Samuela L. Jacksona nie zobaczymy w Avengersach. To tutaj, gdzie mamy jedno pomieszczenie, niewiele rekwizytów – to tutaj mogą prawdziwie rozwinąć skrzydła. Reżyser Tommy się angażuje, rozpoczyna trudny temat i stawia jeszcze trudniejsze pytania, na które każe widzom szukać odpowiedzi. Gdzieś tam miejscami być może trochę się gubi i tak jak piszesz – jest w tym trochę sztuczności. Ale to zdecydowanie film godny obejrzenia.
Pozdrawiam:)
spotkanie tej wielkiej trójki: dwójki aktorów i pisarza jest świetną przygodą dla widza. Zgadzam się – role wybitne, szkoda, że już tylko ambitna TV proponuje im coś takiego.