„Misja Afganistan”, reż. Maciej Dejczer, Polska 2012, Canal+
Płatne kanały filmowe są ratunkiem i zbawieniem dla ambitnego widza. Za oceanem od paru lat dokonuje się rewolucja srebrnego ekranu, który przejmuje bardziej wymagającą widownie. Prym w tym targecie wiedzie telewizja HBO – ostoja oryginalnych i wartościowych projektów.
Moda powoli dociera do Polski. Płatne telewizje przestały się ograniczać jedynie do puszczania dobrych filmów czy seriali, ale nieśmiało zaczynają je również same tworzyć. HBO Polska zaczęła od własnych dokumentów a obecnie szykuje kolejną serię swojego pierwszego serialu „Bez tajemnic”.
W przypadku Canal +, który na polskim ma o wiele większą historię, to raczej powrót do źródeł. Francuska telewizja obecna u nas już od ponad 15 lat, pod koniec lat 90 stworzyła „13 posterunek”. Może nie był to serial ambitny, ale nowatorski – to pierwszy polski sitcom. Trzeba było jednak ponad 10 lat by stacja zdecydowała się wrócić do pomysłu własnych seriali i tak powstało dobrze przyjęte kryminalne „Krew z krwi”. Kolejną produkcją jest nadawana od 14 października „Misja Afganistan”.
Twórcy wyszli z dość słusznego założenia, że o naszych chłopcach (a także dziewczynach) służących na zagranicznych misjach nikt jeszcze nie zrobił filmu, a temat przecież jest ciekawy. Amerykanie już dawno zaczęli go przerabiać (np. „W dolinie Elah”) na różne sposoby. Choć nie da się ukryć, że zarówno nasz udział w misjach w Iraku czy Afganistanie jak i nasz filmowy przemysł są nieporównywalnie mniejsze od tego w USA…
Myślę, że „Misja Afganistan” to serial skierowany bardziej do męskiej publiczności. Dużo tu testosteronu, męskich gadek. Z tego co widzę na profilu „Misji” na FB jest zdecydowanie więcej panów. Może to być też frajda dla miłośników armii. Twórcom udało się rzeczywiście bardzo wiernie odtworzyć jej świat: broń, sprzęt, mundury – wszystko jest dokładnie takie same lub wręcz te same co w oryginale.
W serialach o ludziach tworzących zespoły, muszących współpracować, a w tym przypadku zamkniętych w jednej przestrzeni i skazanych na siebie, najważniejsze stają się relacje między nimi. W takich sytuacjach wroga nie trzeba szukać poza sowim kręgiem, on może spać na łóżku obok.
Główny konflikt nakreślony jest już na samym początku: dowodzenie plutonem na tuż przed wylotem na misję obejmuje nowy podporucznik. Żołnierze go nie trawią, bo po pierwsze lubili jego poprzednika, po drugie „Konasz” (Paweł Małaszyński) jest synem zasłużonego oficera więc podejrzewają go o „plecy”. Z całej obsady najbardziej zaskoczył mnie Eryk Lubos. Tu nie jest narwańcem, ale tym dobrym wujkiem. Kryje swoich ludzi, pociesza, dba o nich. Ma także inne niż reszta nastawienie do miejscowych: stara się poznać ich kulturę, religię, obyczaje.
Podobno serial miał być kręcony w Maroko, stanęło na … Polsce. I to niestety widać. Choć realizatorzy starają się zawężać kadry trzeba mieć naprawdę dużo woli by uwierzyć, że to są afgańskie piaski 😉
Dwa pierwsze odcinki to typowe wprowadzenie, zapoznanie z bohaterami i ich realiami. Zobaczymy jak to się dalej rozwinie.
Macie jakieś swoje oczekiwania lub już przemyślenia o tym serialu?