Niemożliwe

„The impossible” reż. Juan Antonio Bayona, scen: Sergio G. Sanchez, Hiszpania 2012 

Są takie dni, że potrafię rozkleić się nawet na reklamie w TV. Nie powinnam wtedy oglądać filmów do recenzji, zwłaszcza takich wyciskaczy łez jak „Niemożliwe”. Nie wiem teraz czy moja reakcja była spowodowana tylko tym co przeżywałam w kinie czy również niezależnie od tego, moim ogólnym nastrojem. 
Prawda jest taka, że na „Niemożliwe” płakałam jak bóbr. Zasmarkałam się bo na dodatek jestem przeziębiona i miałam mokre od łez rękawy gdyż nie zaopatrzyłam się w chusteczki. My bad.
Był ranek, Warszawę troszkę zasypało śniegiem więc był korek, więc się spóźniłam na pokaz. To mi się zdarza ostatnio. Wpadam na salę, film już grają, ciemno. Siadam na skraju rzędu obok jakiejś starszej Pani. I zaczynam oglądać, próbując szybko zapomnieć to co zostawiłam za drzwiami i dać się wciągnąć w filmowy świat.

Niczego się po tym filmie nie spodziewałam. Nie zrobiłam researchu. Wiedziałam tyle o ile, tyle ile wie osoba, która śledzi filmowe portale: kto gra, o czym to itp.
Więc zatapiam się w fotelu. Na ekranie plaża, słońce, bezchmurne niebo, palmy. Raj, ci ludzie spędzali chwile w raju. Wszyscy szczęśliwi, uśmiechnięci, rozluźnieni. Znacie to, widzieliście ich na każdych wakacjach. Sami wiecie jaki człowiek jest wyluzowany gdy jedynym jego problemem jest „iść na plażę czy na basen?” Tak więc obserwuję ich beztroskie dni, ale nie zazdroszczę bo wiem co za chwilę się wydarzy. Więc czekam. Czekam na koniec świata.
Wszyscy to pamiętamy, w 2004 roku w radosnym okresie Bożego Narodzenia dotarła do nas wiadomość o największym w historii tsunami. W Tajlandii – gdzieś daleko od nas, ofiarami byli turyści z całego świata, głównie z Europy – ktoś kto mógł mieszkać obok nas.
„Niemożliwe” z niesamowitą prawdopodobnością odgrywa ten kataklizm. Sceny są tak sugestywne, tak realne, że autentycznie ciężko jest to oglądać. W kinie potrafię znieść wiele, ale tu ledwo dałam radę. Wiłam się w fotelu, przyjmując wszystkie możliwe pozycje obronne przed tym co było na ekranie. Było mi niedobrze. Moja sąsiadka nie wytrzymała i wyszła z sali…
Pierwsze 45 minut filmu to arcydzieło gatunku. Efekty specjalnie biją na głowę wszystkie filmy katastroficzne jakie widziałam. Momentami jest to tak wiarygodne, że aż nierealne. Tak wiem, brzmi to bez sensu, ale ja co chwila musiałam sobie przypominać, że oglądam film oparty na prawdziwych wydarzeniach, a nie na scenariuszu sci-fi. Chwila kiedy fala wlewa się na turystów to moment. Moment, który zmienia wszystko. Nie dziwie się ludziom, którzy stali nieruchomo i po prostu czekali aż zaleje ich ten ogrom wody, nie dziwię się również tym, którzy w naturalnym odruchu puścili się w bezsensowną ucieczkę. Wszystkich zakryła i zmiotła ta potężna siła.  Nikt nie miał szans.
A potem wyszło słońce. Wszystko się uspokoiło. Jak gdyby nigdy nic. Tylko obraz „po” zupełnie nie zgadzał się z tym co było przed. Woda zmiotła wszystko.
Śledzimy losy hiszpańskiej pięcioosobowej rodziny. Rodziny rozłączonej przez falę. Na losach tej jednej rodziny, która cudem ocalała, reżyser pokazuje dramat całego wydarzenia. Matka z najstarszym synem została porwana przez nurt, ojca razem z dwójką najmłodszych szkrabów fala zakryła na basenie. Nie wiedzą czy ci drudzy przeżyli, ale zaczynają się szukać. Wierzą w cud.
Dzieci to kolejna rzecz, która mnie rozkleja w kinie. Zwłaszcza jeśli są to tak urocze maluchy – kilkuletni ciekawscy chłopcy. Na uwagę zasługuję najstarszy z nich, grany przez Toma Hollanda – prawdziwy „rising star”! Więź między nim a filmową matką (Naomi Watts) jest bardzo realna oraz prawdziwie poruszająca. Niewiarygodnie utalentowany i dojrzały 16 latek. Dzieciak, który w mgnieniu oka musiał dorosnąć i zaopiekować się ciężko ranną mamą.
Była to także wyjątkowo trudna fizycznie rola dla Naomi Watts. 7 miesięcy ciężkiej pracy, 5 tygodni spędzonych w wodzie. Jak sama aktorka wspomniała nie ma już 20 lat i nie było jej łatwo. Wyszło bardzo przekonywująco  Momentami za bardzo.  
Historię tej hiszpańskiej rodziny sfilmował Hiszpan zatrudniając do filmu międzynarodową obsadę. Zabieg, na który wielu się oburza, służy tak naprawdę tylko jednemu: dotarciu do jak największej ilości widzów. Ja tej decyzji bronię bo efekt końcowy wyszedł mu całkiem nieźle.  
Najbardziej poruszający motyw to fragmenty filmu ukazujące miejscową ludność. Tajowie choć tsunami zalało ich domy, robili co mogli by pomóc turystom. Pomoc w ich wykonaniu to było coś naturalnego, ludzki odruch. Dobrze, że reżyser o nich przypomniał.
 „Niemożliwe” to film bardzo emocjonalny. I choć w drugiej części trochę siada, zamieniając się w klasyczny wyciskacz łez, jest to wyciskach łez w dobrym stylu.


Polecam również piosenkę z filmu, cover „One” U2 w wykonaniu Damiana Rice’a: 

Jeden komentarz

  1. Kaśka O.

    Widziałam zwiastun tego filmu i pomyślałam "musze to obejrzeć",a po Twojej recenzji jest to pewne na 200%,że sie do kina wybiorę…i mozę faktycznie wezmę chusteczki,jak nigdy 🙂

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://film2me2you.blogspot.com/

  2. d.

    nie wiem co się stało – pewnie złe humory i te sprawy, bo ostatnio siebie płaczącego pamiętam z (o, ironio) 'boy's don't cry' dawno dawno temu. kiedy widziałem zwiastun tego filmu w kinie zaszkliły mi się oczy. trzeba obejrzeć.

  3. Agata P

    Spłakałam się na tym filmie jak głupia :/ Efekty specjalne wyszły bardzo realistycznie, a aktorzy zagrali świetnie (szczególnie Tom Holland – jak dla mnie rewelacja).

  4. Emi

    Zgadzam się z tym, że ten film jest tak realistyczny, że aż nierealny! Przerażający, oglądając go czułam się niekomfortowo, przez tę wodę, przez ten brud, przez te ofiary i rany na ciele Naomi Watts. Jak pokazywali jej nogi, kiedy wychodzi z wody musiałam zakryć oczy. Niesamowity to film. A dzieciaki cudowne, te maluchy były takie rozczulające, to jak się sobą opiekowali. A kiedy Ewan na lotnisku opowiada, o swojej rodzinie – te jego łzy. Eh. Piękne było to, jak ludzie sobie pomagali. To dodaje otuchy, że ludzie potrafią sobie pomagać, choć sami potrzebują pomocy.
    Rozpisałam się. Pozdrawiam 🙂

  5. Simply

    Czytanie z listu Osamy Bin Ladena do Amerykanów :
    ,, I nigdy nie zrozumiemy się, ni drogi nasze się nie zejdą, bo wy Życie kochacie… a my kochamy Śmierc…''
    Monotonny się robi Twój blog .

  6. Scarlett

    Ja się popłakałam przy słuchaniu piosenki z ramówki tvn7 "So cold" więc nie jesteś sama. 🙂

  7. Natalia

    rozpisałaś, ale jak ładnie 🙂

  8. Simon

    Po trailerze spodziewałem się patetycznego kina pełnego tanich chwytów emocjonalnych. Nie zamierzałem oglądać. Twoja recenzja sprawia, że być może się nad tym zastanowię. Choć i tak ciężko, bo skoro film tak rozkleja i jest tak bardzo poruszający, tochyba nie dla mnie:)

    Pozdrawiam

  9. Agniecha

    no dobrze, może faktycznie wymagała większych poświęceń, ale i tak nie oznacza to, że trudy jej pracy powinny zostać nagrodzone Oscarem.

    Sceny z podobnymi kataklizmami zawsze mną wstrząsały i już wówczas się rozpłakałam. Poza tym, tak jak piszesz, film bardzo emocjonalny, ale nie dostrzegam w tym jego wady. Jest to po prostu tradycyjny film z tego gatunku.

    Moja droga, popraw sobie tylko opis, bo jest to film J.A. Bayony, a nie Sancheza 🙁

    Pozdrawiam :*

  10. Natalia

    Tak tak, wiem. Mialam to poprawic, ale wylecialo mi z glowy. Dzieki za czujnosc 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *