„The Great Gatsby” reż. Baz Luhrmann, Australia/USA 2013
Nigdy nie rozumiałam Gatsby’ego. Jego obsesji, fatalnego zauroczenia irytującą Daisy, jego stylu bycia. Może jestem zbyt zdroworozsądkowa by zrozumieć kogoś, komu miłość ten rozum odebrała. Dlatego dla mnie „Wielki Gatsby” to zawsze była książka o Nicku Carrawayu, który z Gatsbym miał podobny co ja problem.
Kinowa wersja historii dziejącej się w Nowym Jorku lat 20 oszołamia. Kolorem, rozmachem, hałasem, niepotrzebnym 3D. Oprócz tego ostatniego efektu, cały przepych pasuje tu jak ulał. Jak imprezować to na całego, jak pić to do rana, jak kochać to na zabój. Bez refleksji, bez strachu, bez pytań. Któż z nas się czasem tak nie zatraca, któż by nie chciał…?
Bohaterowie „Gatsby’ego” nie mają skrupułów ani wyrzutów sumienia. Tuż obok biedota wiąże koniec z końcem, nadciąga kryzys, Nowy Jork składa się w równej mierze ze slumsów co z bogatych dzielnic. Ale oni są oderwanymi od rzeczywistości egoistami, dla których liczą się tylko ich własne miłostki i przyjęcia. Czy bogacze zawsze muszą być puści?
Jay Gatsby imponuje. Jest tajemniczy, bogaty, niedostępny. Gdy poznamy go bliżej zaczyna nas rozczulać, gdy zrozumiemy jak bardzo się zapętlił w swej iluzji zaczyna nam być go żal. Maleje w oczach. DiCaprio dobrze uniósł tę postać. Nie wiem jednak czy świadomie czy nie – nie odarł jej z groteski. Jego Gatsby przez cały film jest trochę jak postać z komiksu. Czasem to pasuje, czasem trudno jest coś do niego poczuć. Reszta obsady gra pod Gatsby’ego więc ciężko jest ich ocenić, są tylko tłem. Jedynym godnym przeciwnikiem okazał się być Tom Buchanan, jego zupełne przeciwieństwo. Jedyny, który nie jest pod jego urokiem i jedyny, który może go obnażyć.
Jak wspominałam ja zawsze utożsamiałam się z Nickiem, tym przeciętnym człowiekiem, który niespodziewanie został wciągnięty w zupełnie obcy sobie świat. To idealna rola dla kogoś tak zwykłego w swym wyglądzie jak Toby Maguire. On jest naszą przepustką i biletem do zrozumienia Gatsby’ego i jego świata.
Reżyser rzeczywiście wiernie podszedł do fabuły książki Fitzgeralda. Postacie wprost cytują literackie dialogi, niewiele z historii zostało też pominięte w scenariuszu. Według mnie za słabo nakreślono romans Toma i Myrtle. W książce to on prowadzi do fatalnego finału, w filmie kochanka pojawia się dosłownie tylko w dwóch scenach przez co dramatyzm wypadku jest mniej zrozumiały.
Baz Luhrman wciąż nie może odnaleźć swojego drugiego „Moulin Rouge”. Ten genialny film stał się chyba jego przekleństwem. Stare chwyty już nie działają, nowe się nie sprawdzają. Historia utopiona w popkulturze i kiczu w „Wielkim Gatsbym” sama staje się produktem. Soundtrack zostanie z nami na lata, rozmach oraz koncepcja też. Luhrmann chciał uwieść swoim filmem młodych i chyba mu się to nieźle udało. Choć mnie od tych kolorów bolała głowa nie jestem pewna czy chcę ten film przekreślić. Jest w nim coś co trafia do widza, może nie zostaje na długo, ale podczas seansu ja dałam się porwać. Niech żyje bal…
Niestety. Coraz więcej recenzji utrzymanych jest w podobnym tonie. Po samych zwiastunach nie chciałem wybierać się na ten film do kina, bo te fajerwerki i widowiskowość mnie nie przekonywały, czekałem więc na pierwsze opinie. I choć żadna, którą przeczytałem, nie jest jednoznacznie negatywna, to jednak brakuje też w pełni pozytywnych recenzji. I może to taki film wypośrodkowany, z którym każdy powinien się sam zmierzyć. Tylko nie wiem czy na razie mam na to ochotę:)
zawsze najlepiej jest przekonać się samemu, ale niekoniecznie w 3D 🙂
A ja trafiłem na seans 3D, choć sam tej wersji bym nie wybrał, i… całkiem mi się podobało. Powiem nawet, że trochę się do tego "czy de" przekonałem. Pasowało do tego wizualnego przepychu. Sam film również mi się podobał. Lubię styl Luhrmanna, nie zawiódł mnie i tym razem. Ścieżka dźwiękowa to temat na osobny wpis, na zmianę zapętlam teraz kawałki Florence, Lany i The xx.
The XX chyba najlepsze
Brak jednoznacznie pozytywnych opinii? Proszę bardzo: według mnie to rewelacyjne, magiczne kino! Przepych i specyficzny styl 3D naprawdę porywa. Film jest wybitną ucztą dla zmysłów dopracowaną we wszystkich szczegółach. Stroje, biżuteria, makijaże… Muzyka! Eh. No i sama historia, tak poruszająca!!! Znam takich, co widzieli już dwa razy i planują kolejne.
🙂 Cieszę się, że się podobało 🙂
Przychylam się do wszystkich argumentów Małgosi. Widziałam ten film już 2 razy (w 3D, za którym to efektem zazwyczaj nie przepadam) i spokojnie mogłabym pójść do kina raz jeszcze. Powiem więcej. Mając do wyboru "Moulin Rouge" i "Wielkiego Gatsby'ego", wybieram 'Gatsby'ego'. I nie tylko dlatego, że ma lepszy soundtrack i jest dużo lepiej zagrany (Toby trochę odstaje, ale przynajmniej tembr głosu ma fajny). Przed seansem nie miałam ochoty słuchać Lany, bo nie lubię smętnych songów. Po projekcji nie mogę słuchać Lany, bo łzy mi stają w oczach. Generalnie bywam nadwrażliwa, gdy ktoś trafi w odpowiednią strunę, ale większości filmów aż tak nie przeżywam. 🙂
Oj czekam aż będzie w moim kinie, mam nadzieję, że się nie zawiodę:))