Może to się wydawać dziwne, ale czytam w zasadzie dość mało blogów. A właściwie regularnie nie czytam żadnego, raczej co jakiś czas robię przegląd stron, do których lubię wracać. Może wynika to z tego, że zanim sama zaczęłam prowadzić bloga nie znałam w ogóle żadnych blogów. A może po prostu jest ich za dużo by trafić i odnaleźć te mi pasujące. Z tego ostatniego powodu postanowiłam podzielić się z Wami 3 blogami, które na stałe zagościły w moich „ulubionych”. Może tak jak ja wciąż szukacie swojego miejsca w sieci i moje propozycje trafią w Wasze gusta. Jak zawsze liczę też, że w zamian Wy też mi coś polecicie J Tylko się nie zdziwcie bo zaledwie jeden z tych blogów dotyczy filmów.
Ten blog zawsze będzie darzony przeze mnie największym sentymentem. To jeden z pierwszych filmowych blogów, na który trafiłam. A trafiłam na niego bo szukałam informacji o jednym z moich ulubionych filmów w życiu: Let’s get lost. Filmu, który ja kocham, a który widziało niewielu ludzi. Gdy znalazłam kogoś kto nie dość, że również go zna, to jeszcze tak samo ceni, poczułam to przyjemne uczucie, że gdzieś tam jest ktoś kto czuje to co ja. Zaczęłam czytać więcej wpisów na blogu i oniemiałam. Okazało się, że jestem na blogu jakiegoś mojego filmowego bliźniaka duchowego, filmowej pokrewnej duszy. Oglądamy i opisujemy te same filmy i niemal zawsze mamy ich podobne oceny! Nie wiem kim jest osoba prowadząca ten blog bowiem robi to w bardzo tajemniczy sposób. Chciałam do niej napisać o naszym duchowym połączeniu ;), ale nawet nie znalazłam na stronie kontaktu. Mam też wrażenie, że niewiele osób w ogóle go czyta bo pod postami bardzo rzadko zdarzają się komentarze. Ja w każdym razie czekam na każdy kolejny wpis Cinema Guya, ufam mu bezgranicznie i jestem po wielkim wrażeniem jego stylu pisania i recenzowania filmów. Jest bardzo szczegółowy, zauważa niuanse, o których nikt inni nie wspomina, no i ma świetny filmowy gust 😉
Blog muzyczny, który reklamuje się hasłem: „blog muzyczny dla osób, które nie mają czasu na blogi muzyczne”. Tutaj zadziałały dwa czynniki: osoba założyciela bloga, którego znam z czasów gdy mieszkał w Polsce i sposób w jakim jest prowadzony. Brandon udzielił mi pierwszych w życiu rad jak w ogóle prowadzić bloga i do dziś są to najcenniejsze rady jakie w tej kwestii usłyszałam. Jego blog to gigantyczne przedsięwzięcie, budzące mój nieustający i ogromny podziw. The Burning Ear jest blogiem poświęconym niezależnej muzyce z całego świata. I nie myślcie sobie, że polega to na wrzucaniu linków do YouTube. Na tym blogu bardzo często znajdziecie muzykę, której nie znajdziecie nigdzie indziej. To są autentyczne odkrycia. TBE prowadzi prawdziwy pasjonat, człowiek który żyje muzyką przez 24 h na dobę. Dzięki swej pasji i wrażliwym uszom udało mu się już wypromować kilku artystów. Nie zawsze muzyka, która jest tam prezentowana do mnie przemawia, ale lubię czytać te krótkie notki Brandona, które przy nich są. Oprócz codziennych postów z utworami TBE tworzy własne listy, kompilacje, zestawienia, a nawet wydarzenia. Poznajcie ten słoneczny, kalifornijski blog założony na kanapie w Warszawie J
Najmłodsze z trzech odkryć. Młodsze od skrawków kina, ale rozwijające się z 10 razy szybciej niż one ;). Wszytskie te 3 blogi łączy olbrzymia pasja i pełen profesjonalizm dlatego są dla mnie jako czytelnika przyjemnością, a jako blogera (jak ja nie cierpię tego słowa!) wielką inspiracją. W tym przypadku jestem najbardziej pod wrażeniem kontaktu z prowadzącym bloga. Ale zacznijmy od początku. Bloga poznałam gdy Alex był w Warszawie i opisał 3 miejscowe kawiarnie. Wtedy jego blog dosłownie dopiero raczkował. Mnie absolutnie oczarował swoim layoutem, (zwłaszcza logo, które było dla mnie jedną z inspiracji przy tworzeniu mojego) i ogromną wiedzą prowadzącego. Kilka tygodni później leciałam na kilka dni do Paryża. Wysłałam do Alexa wiadomość na FB z prośbą o polecenie mi tam jakiś ciekawych miejsc. Byłam wcześniej w Paryżu klika razy więc nie chciałam już trafić byle gdzie. Alex odpowiedział na moją wiadomość błyskawicznie podając mi 3 adresy. Skorzystałam z jednego i rzeczywiście odwiedziłam świetne miejsce, którego w życiu sama bym nie znalazła. Po powrocie to Alex napisał do mnie wiadomość z pytaniem czy przydały się jego rekomendacje i jakie są moje wrażenia. Oczywiście miałam dla niego pełną relację, ze zdjęciami i cenami 🙂 Miesiąc później leciałam do Edynburga i sytuacja się powtórzyła. Alex znowu od razu odpowiedział mi na maila podając adresy. Co ważne, on nigdy nawet nie był w Edynburgu, ale jak widać jego wiedza wykracza poza jego własne doświadczenia. Śledzę The Coffeevine nie dlatego, że jestem aż takim miłośnikiem kawy (bo jestem raczej średnim), śledzę go bo Alex świetnie go prowadzi i zaraża swoją pasją. Na stałe mieszka w Amsterdamie gdzie urządza dla czytelników kawiarniane wycieczki (!), a przy każdej wyprawie do innego miasta zdaje relacje z najlepszych w nim kawiarni. Jego blog rozrasta się błyskawicznie i wcale mnie to nie dziwi.
To tyle moich polecanek. Przynajmniej na razie.
Czy Wy macie jakieś swoje ulubione blogi, do których wracacie?