Heli

„Heli” reż. Amat Escalante, Meksyk/Francja/Holandia 2013

Iberoamerykańskie kino, w którym akcja sączy się powoli. Można przysnąć w ciągu pierwszych 20 minut. Potem jednak następuje brutalne otrzeźwienie. Wtedy aż chce się wyjść z sali bo ciężko jest oglądać to co dzieje się na ekranie. Kino zdecydowanie nie dla wrażliwców.

Smętne, przygaszone krajobrazy Meksyku. Zapomnijcie o kolorowych, głośnych i przeludnionych miastach, w „Heli” akcja dzieje się na odludziu, na pustej prerii. Filmowany w wyblakłych, prześwietlonych barwach wydaje się być nudną baśnią o zwykłych ludziach. Zupełnie nieoczekiwanie przeradza się w brutalną przypowieść o przemocy. Na moim pokazie ludzie wychodzili z sali. Wcale im się nie dziwiłam bo sama też to poważnie rozpatrywałam. W ciepłym kinowym fotelu zatrzymała mnie szalejąca na zewnątrz śnieżyca. To nie jest łatwy seans. To jeden z tych kiedy coś cię skręca w żołądku.
Film zaczyna się od końca i zatacza koło. Pierwsza scena na początku nas nie rusza bo nie wiemy o co chodzi. Jakiś dwóch pobitych, bosych chłopaków jest wiezionych furgonetką. Nie wiemy kim są, co się z nimi stało. Gdy na koniec oglądamy scenę po raz drugi ciąży nam już nasza wiedza. Widzieliśmy dokładnie co i dlaczego ich spotkało.
Tytułowy Heli jest młodym mężczyzną, który właśnie ustatkował swoje życie. Ożenił się z ukochaną dziewczyną, urodziło im się dziecko. Wprawdzie małżeństwo mieszka w małym domku z jego ojcem i siostrą, ale przynajmniej Heli ma pracę. Na nocną zmianę chodzi do tej samej fabryki samochodów, w której pracuje jego tata. Życie rodziny jest raczej ubogie, ale stabilne. Wszystko zmienia się gdy młodsza siostra po raz pierwszy się zakocha. Heli przeczuwając problemy jest niechętny tej miłości. Niestety, będzie już za późno by powstrzymać ciąg tragicznych zdarzeń.
Reżyser Amat Escalante przez pryzmat opowieści o kilkuosobowej rodzinie zdaje się opowiadać nam o całym społeczeństwie meksykańskim. O trawiącej go korupcji, o przyzwoleniu na niewyobrażalną wręcz przemoc, o biedzie i braku szans na zmiany. Oglądając wyjątkowo długą scenę bestialskich tortur zasłaniałam oczy by za chwilę znowu spojrzeć w ekran. Wierzę, że takie sceny mają swój sens, że mają mówić: nie odwracaj głowy gdy ktoś kogoś krzywdzi, nie udawaj, że tego nie widzisz.
Przy całym swym okrucieństwie ma w sobie „Heli” też coś z poematu na rzecz odrodzenia. Zło wyrządzone człowiekowi jest przewlekle dewastujące, ale jednak nie ma takiej sytuacji, z której on nie mógłby się podnieść. I żyć dalej. I wierzyć dalej. I dawać nowe życie. 
Film otrzymał w Cannes nagrodę za reżyserię, a na Camerimage srebrną Żabę za zdjęcia. I rzeczywiście ich kunszt rzuca się w oczy, na przykład w tym niesamowitym ujęciu: 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *