Sierpień w hrabstwie Osage

„August: Osage County” reż. John Wells, USA 2013 
Rozmawiałam ostatnio z moim przyjacielem o jego dziadkach. „Kiedy byłem młody stwierdziłem, że nie muszę mieć z nimi nic wspólnego jeśli czuję, że nie chcę. Nigdy się mną nie interesowali więc dlaczego ja powinienem? Ale teraz, po 10 latach, mam inne podejście i czasem do nich dzwonię lub ich odwiedzam”. „No tak, rozumiem” – odpowiedziałam, „w końcu to Twoja rodzina” – dodałam trochę automatycznie. No właśnie. Czy rzeczywiście tak jest, że samo słowo rodzina wszystko usprawiedliwia i zbija każdy argument?
Życie bez rodziny musi być potwornie smutne, ale życie z rodziną bywa czasem okropną męką. Czy za cenę utrzymania kontaktów bo mamy te same geny warto cierpieć, znosić upokorzenia, dać się doprowadzać do skrajnych emocji? Czy to, że w grupie ludzi płynie ta sama krew oznacza, że są oni na siebie skazani? Osławione spotkania rodzinne zbierają wokół stołu krewnych, których często jedyną wspólną rzeczą jest ich nazwisko. Odbębnia się je bo przecież tak wypada… Ale czy relacje w rodzinie muszą być wymuszone? Czy więcej złego przynosi zerwanie tych więzi czy trzymanie się ich choćby nie wiem co? Rodzina: największy koszmar i błogosławieństwo zarazem. Ludzie, którzy znają nas najlepiej. Którzy znają nasze porażki i sukcesy, nasze ciemne i jasne strony. I którzy potrafią to wykorzystać. Ludzie, którzy są dla siebie największą podporą i największymi wrogami. Nierzadko są jednym i drugim, w zależności od sytuacji.

Rodzina w „Sierpniu w hrabstwie Osage” zbiera się razem z powodu zaginięcia ojca. Wyszedł z domu i od 2 dni nie wrócił. Chora na raka matka nie ma pojęcia gdzie podział się jej mąż. Opiekująca się nimi córka dzwoni do sióstr by poinformować je o sytuacji. Po kolei w domu zjawiają się: siostra matki z mężem, starsza córka z mężem i nastoletnią córką, kolejna córka z nowym narzeczonym i na końcu spóźniony kuzyn.
W tej rodzinie brakuje mężczyzn. Nie tylko dosłownie – ci którzy są, nie mają siły przebicia. Brakuje kogoś kto z jednej strony zapanowałby nad tym tornado wzajemnych oskarżeń, ale i rozładował sytuację. Który byłby buforem, rozjemcą, szeryfem i klaunem w jednej osobie. Kogoś kto rozsądek stawiałby ponad emocje.
Najtrudniejsze w „Sierpniu” było przełożenie języka świetnej, wielokrotnie nagradzanej sztuki na formę filmową. Akcję umieszczono w dużym rodzinnym domu w upalnej Oklahomie. Mamy tu jedność czasu i miejsca. Niestety teatralność scenariusza czasem w filmie wychodzi. Nadmiar kwestii, ten nieustający wręcz potok słów staje się dla widza w pewnym momencie trochę męczący. Zwłaszcza, że i kaliber dialogów jest bardzo ciężki, tutaj dramat goni dramat.
I dlatego „Sierpień” to przede wszystkim koncert dwóch aktorek: Meryl Streep i Julii Roberts. Obie wyglądają w filmie na swoje lata, nikt nie ukrywa ich zmarszczek i siwych włosów. Ubrane w czarne, obszerne ubrania, wybuchające co chwila emocjami. To one sprawiają, że ta historia ożywa i angażuje. Obie grają fenomenalnie, zwłaszcza Julia, która ma trudniejsze zadanie. Bo czy córka ma prawo być okrutna dla matki, zwłaszcza gdy ta jest chora na raka i właśnie straciła męża? Streep niewątpliwie pomogła jej w najbardziej emocjonalnych scenach: jej postać jest naprawdę wredna i niemiła. Wydaje jej się, że jeśli stoi już na krawędzi ma prawo dołożyć każdemu dlatego nie oszczędza żadnego z członków swojej rodziny, nawet tych najmłodszych. A może naprawdę taka nie jest, tylko leki, od których jest uzależniona robią z niej potwora?
Każda rodzina stanowi specyficzny tygiel, w którym bezwarunkowa miłość miesza się z wyjątkowym okrucieństwem. To nieustająca feria odwiecznych żalów, pretensji i oskarżeń. Rodzina z „Hrabstwa” ujawnia to przy rodzinnym stole. Matka, która pod nieobecność ojca została seniorką rodu, obnaża słabości swoich dzieci wbijając każdemu z nich bolesną szpilę, dorośli nie rozumieją młodych, młodzi próbują się zbuntować, wszystko wybucha. Ale w rodzinie nawet największa awantura nigdy nie oznacza końca. Zawsze będzie jedną z wielu. Wszystko będzie toczyć się dalej. Dzieci będą walczyć o swoją niezależność, rodzice będą starali się w jakikolwiek sposób je kontrolować, nawet jeśli oznacza to szantaż emocjonalny. Bo nawet kiedy matka zostaje już tylko z pomocą domową, kiedy ostatnia córka we wściekłości opuszcza rodzinny dom, podejrzewamy, że walka o swoje ja będzie się wprawdzie dalej toczyć, ale walka o rodzinę także. 
Nie dajcie się zwieźć, to ani przez minutę nie jest komedia. To ciężka lekcja relacji międzyludzkich. O tyle cenna, że bardzo prawdziwa. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *