„Wish I was here” reż. Zach Braff, USA 2014
Kiedy stajemy się naprawdę dorośli? Wtedy kiedy wyprowadzamy się z domu, kiedy zaczynamy sami się utrzymywać, a może wtedy gdy rodzi nam się dziecko? Zastanawiałam się nad tym podczas seansu „Gdybym tylko tu był”. Główny bohater dowiaduje się, że jego ojciec umiera na raka. Jego stan jest już zaawansowany i poważny. I wtedy zrozumiałam, że nie jesteśmy do końca dorośli dopóki żyją nasi rodzice. Dopóki jest ktoś kto udziela nam rad, do kogo zwracamy się w pierwszej kolejności kiedy mamy problemy. Dopóki jest ta wyższa od nas instancja. Dopóki nas oceniają, strofują, dopóki nas chwalą i są z nas dumni. Dopóki chcemy ich zadowolić. Dopóki oni chcą dla nas dobrze. Nie jesteśmy naprawdę dorośli dopóki oni po prostu są obok. Gdy ich zabraknie wszystko zależy już tylko od nas.
Aidan Bloom ma własną rodzinę: wspaniałą żonę i dwójkę dzieci. Wszystko układa się dobrze: żona pracuje w rządowej biurokracji podczas gdy on stara się spełnić marzenie o aktorstwie, dzieci chodzą o prywatnej szkoły opłacanej przez jego ojca. Gdy ojciec zachoruje i wszystkie fundusze poświęci na eksperymentalną terapię, dzieciaki zostaną w środku roku bez szkoły. Wtedy okaże się, że rodzina stanie przed dużymi zmianami.
Mogłabym ten wpis zacząć zupełnie inaczej. Na przykład tak:
Kiedy przestajesz gonić za swoimi marzeniami? Kiedy jesteś na nie za stary, kiedy w końcu zrozumiesz, że obstawiłeś złego konia, kiedy przestaniesz żyć iluzją? I czy w ogóle powinno się w kwestii marzeń poddawać?
Aidan Bloom ma głowę pełną fantazji. Gra w nich w najlepszych produkcjach z gatunku sci-fi. Jest rozchwytywanym aktorem obsadzanym w rolach superbohatera w kosmosie. W rzeczywistości od kilku miesięcy w niczym nie zagrał, a jego ostatnia rola była w reklamie szamponu przeciwłupieżowego. Ma wspaniałą rodzinę: cudowną żonę i dwójkę uroczych dzieci, ale sam nie jest w stanie zapewnić jej finansowego bezpieczeństwa. Spoczywa to na barkach pracującej w wodociągach żony i emerytowanego ojca naukowca, podczas gdy on tkwi w pogoni za aktorską karierą.
Albo jeszcze inaczej:
Czy spotkanie marzeń z rzeczywistością musi być bolesne? Czy dopasowanie naszych życzeń do naszych możliwości i świata wokół nas musi oznaczać porażkę?
Aidan Bloom upiera się by być aktorem, nie dostrzegając swoich innych talentów. Gdy na skutek odcięcia ojcowskiej gotówki jego dzieci tracą miejsce w prestiżowej szkole, postanawia sam zająć się ich nauką. Czy ma w tym doświadczenie? Nie. Czy mu się uda? A to już ocenicie sami.
„Gdybym tylko tu był” jest zaskakująco poważnym seansem. Choć lekko napisany i zrealizowany porusza ciężkie tematy. Śmierć, rozstanie, porzucenie marzeń, kryzys w związku, odpowiedzialność za siebie i swoich bliskich, również tych, którzy odwracają się na pięcie, są niemili, trudni. Jeśli nie wierzysz w Boga może uwierzysz w rodzinę – pada w pewnym momencie i jest to piękne posumowanie tej historii. Bo rodzina Bloomów choć ma problemy, razem tworzy siłę.
Wspaniale jest zobaczyć taki wyważony model związku, który jest w „Gdybym tylko tu był”. Sara Bloom (Kate Hudson) jest ideałem żony i kobiety. Piękna i wyrozumiała. Kochająca, cierpliwa, a przy tym tak silna i mądra. Wspaniale napisana i zagrana kobieca bohaterka.
Muszę też dodać moje słowa uwielbienia dla talentu Mandy Patinkina. Większość z Was zna pewnie tego aktora z roli Sola w serialu „Homeland”, którego jest najjaśniejszym punktem. Zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem jego gry. Żałuję, że tak rzadko możemy go oglądać.
Ten film ma w sobie tyle uroku i takiego naturalnego piękna. Piękne są piersi Kate Hudson pod białym topem, piękny jest ciepły uśmiech Zacha Braffa, piękni są mali rezolutni aktorzy i piękna jest muzyka podkręcająca nasze emocje. Im jestem starsza tym bardziej doceniam historie i filmy będące peanami na cześć właśnie tych codziennych, pięknych rzeczy. Tych małych przyjemności, które wystarczy tylko zauważyć by ich suma złożyła się na nasze poczucie szczęścia. Nie każdy z nas zostanie superbohaterem. Większość z nas pozostanie tymi zwykłymi ludźmi, o których spokój i szczęście walczą superbohaterowie. I tak też jest dobrze. Jeśli nie najlepiej.
bardzo przyjemny soundtrack