Gdybym miała wymienić reżyserów, których twórczość mnie od lat fascynuje, na pewno znalazł by się pośród nich David Cronenberg. Jego filmów nie mogę rozgryźć do dziś. Upodobanie do ciemnej natury człowieka, specyficzne wykorzystywanie przemocy i zainteresowanie mroczną stroną ludzkości połączone z bardzo przemyślanymi historiami – to dla mnie kwintesencja jego stylu.
Kiedy parę miesięcy temu przeczytałam, że jego kolejny film będzie poruszał temat psychoanalizy a jedną z głównych ról zagra uwielbiany przeze mnie Michael Fassbender, odliczałam dni do daty premiery. Gdy kocha się kino czasem trudno jest nie podchodzić do niektórych filmów zbyt emocjonalnie, ja przynajmniej mam z tym problem. I tak oto poszłam w końcu na film, który w teorii miał posiadać wszystkie moje ulubione składniki, a z kina wyszłam jak z mocno przereklamowanej knajpy…
Intrygujący jest historyczny rys fabuły. Carl Jung – młody psycholog poznaje guru oraz wynalazcę psychoanalizy – Zygmunta Freuda. Relacja mistrz uczeń przeradza się z czasem w otwartą rywalizację i walkę idei. Obaj panowie zapisali się w nauce wielkimi literami a być może jeden nie istniał by bez drugiego. Jak i dlaczego doszło do naukowego sporu, który pchnął każdego w swoją drogę próbuje wyjaśnić „Niebezpieczna metoda”.
Cronenberg nakręcił niewątpliwie film dla inteligentnego widza. Dialogi, na których opiera się akcja naszpikowane są naukowymi pojęciami oraz bardzo wyrafinowanymi zwrotami. Za to plus, bo nadaje to dużej wiarygodności historycznym postaciom. Ja osobiście lubię filmy przegadane więc momentami byłam zachwycona słownym odbijaniem piłeczki, niestety bardzo wysoki poziom konwersacji nie może sam unieść całej fabuły. Croneberg zrobił film klasyczny ale zbyt akademicki, jak gdyby kręcił informacyjny materiał dla studentów. Rozumiem konwencję: dwóch intelektualistów, elegancki Wiedeń, naukowa atmosfera. Wszystko się zgadza i wizualnie świetnie współgra: panowie w muszkach, obowiązkowe wąsy, cygara i nienaganne maniery. Jednak brakuje prawdziwego wtargnięcia we wnętrza postaci, szczególnie jeśli to jest głównym tematem filmu. Psychoanaliza jest fascynującą nauką o ludzkiej psychice, czymś co bardzo rozpala wyobraźnię. Gdy wszelkie rozważania sprowadzone są jedynie do suchych tez wygłaszanych z dużym nadęciem, nawet przy uznaniu konwencji, ciężko jest się tymi rozpatrywaniami naprawdę przejąć. Reżyser chciał być wyważony ale przy okazji zatracił swoją najlepszą cechę: ekscentrycznego grzebania w ludzkiej psychice. Fascynację amatora zamienił na chłód racjonalnego myślenia przez co przestał być przekonywujący.
W „Niebezpiecznej metodzie” bardzo ważne jest aktorstwo, w końcu wciągnięci jesteśmy w specyficzny trójkąt. Można powiedzieć, że Freuda i Junga poróżniała postać Sabiny, pacjentki młodszego z nich. To na niej Jung wypróbował po raz pierwszy swoją autorską metodę pogłębionej rozmowy ale nie potrafił oprzeć się pożądaniu i nawiązał z nią romans. Najbardziej trafionym wyborem obsadowym okazał się być wielokrotny już aktor Cronenbrega: Viggo Mortensen, tutaj świetnie ucharakteryzowany i wiarygodnie postarzony. Jego Freud to najbardziej interesująca i najlepiej zagrana postać. Z początku widzimy w nim jedynie uznanego dość zadufanego w sobie naukowca. Suma suma rum okazuje się jednak, że to jego umysł jest bardziej otwarty i analityczny. Freudowi nie brakuje ironii a co ważne naukowe teorie nie odrywają go od rzeczywistości. To on uświadamia Jungowi i Sabinie czym tak naprawdę jest ich relacja, obdzierając ją z fałszywych „naukowych” przesłanek. Michaela Fassbendera trzeba docenić za powściągliwość czego zupełnie nie potrafi jego młodsza koleżanka Keira Knightley. Podczas gdy postać Junga jest może za bardzo stonowana ale prowadzona przez aktora w bardzo dojrzały sposób, Sabina w wykonaniu Knightley ociera się o groteskę. Angielka zupełnie przeszarżowała i stworzyła postać tak przerysowaną, że aż śmieszną i zupełnie niewiarygodną. Cronenberg nie byłby sobą gdyby nie wprowadził trochę czarnego humoru, tu w postaci psychologa Otto Grossa. Ten uzależniony od seksu oraz używek lekarz rozluźnia sztywnego Junga i daje widzom momenty oddechu od zapiętej pod samą szyję bandy przeintelektualizowanych naukowców. Vincet Cassel dobrze zrobił godząc się na ten zaledwie epizod, jako aktor ugrał tu chyba najwięcej.
Jestem bardzo surowa dla Cronenberga, bo obiektywnie rzec ujmując „Niebezpieczną metodę” zaliczyć trzeba do filmów dobrych, ja jednak poczułam się mocno zawiedziona i tęsknie za starym Davidem.
Bardzo udana recenzja, wyjątkowo zgrabna i apetyczna. Czytałem z zadowoleniem, tym bardziej, że także podchodzę bardzo emocjonalnie do wybranch i wyczekiwanych filmów. Podczas czytania, wyraźnie towarzyszyło mi uczucie partnerstwa w sposobie odbioru filmowej opowieści, wynika to pewnie z podobieństwa gustów, i wyczucia na piękno.
Odurzony krwistą recenzją
pozdrawiam ciepło
T
Wyczekiwanie na film jest czasem lepsze niż samo jego oglądanie 🙂 Pozdrawiam!
Witam. Nazywam się Piotr Wojtanek i jestem prelegentem filmowym. Już niedługo będę miał okazję wygłosić prelekcję do filmu "Niebezpieczna metoda". Po przeczytaniu Twojej recenzji (którą uważam za bardzo pomocną) chciałbym jej fragmenty użyć w mojej prelekcji. Czy wyraża Pani na to zgodę?
Proszę o odpowiedż na maila: p.wojtanek@wp.pl
PS: zapraszam do siebie – wojtanek.bloog.pl