Nawet Deszcz

„Tambien la Iluvia” reż. Iciar Bollain, Francja/Hiszpania/Meksyk 2010

„Nawet deszcz” to prawdziwa europejska co-produkcja. Paul Laverty – wieloletni scenarzysta Kena Loacha, tym razem napisał scenariusz dla hiszpańskiej reżyserki Icíar Bollaín. Przeniósł się więc geograficznie, ale wciąż pozostał w dobrze sobie znanej tematyce: szeroko rozumianych problemach społecznych. Świetną muzykę do filmu stworzył Albert Iglesias – stały kompozytor Almodovara. 

Młody i ambitny reżyser Sebastian po 7 latach starań rozpoczyna w końcu zdjęcia do swojego filmu. Akcja produkcji dzieje się 500 lat temu we właśnie odkrytej i podbitej przez Krzysztofa Kolumba Boliwii. Sebastian swoim filmem chce odrobić zapomnianą lekcję i odbrązowić postać słynnego odkrywcy: Kolumb i jego świta to brutalni najeźdźcy, którzy Indian traktują jedynie jak swoich poddanych. Są też oczywiście przykłady pierwszych wojowników o godność rdzennych mieszkańców w postaci misjonarzy stających w ich obronie. Temat jest wymagający i budzi wiele kontrowersji nawet w samej ekipie filmowej. Sebastianowi towarzyszy przyjaciel oraz producent w jednej osobie – Costa, który równoważy jego idealistyczne podejście i pilnuje na planie spraw finansowych. 

Pomimo drobnych nieporozumień wynikających z różnicy kultur, realizacja filmu idzie znakomicie. Aż do momentu gdy mieszkańcy wywołują „wojnę o wodę”, za którą muszą płacić prywatnym firmom. W mieście panuje bieda, a ceny wody po raz kolejny poszły w górę. Gdy żadna ze stron nie chce ustąpić  sytuacja robi się naprawdę dramatyczna. Wybuchają poważne zamieszki.

Szybko okazuje się, że pomimo upływu 500 lat, konkwista trwa nadal. Kiedyś wyzyskiwani przez konkwistadorów, dziś boliwijscy Indianie stają się ofiarami chciwych polityków i międzynarodowych korporacji. Rozpoczyna się podwójna walka rdzennych mieszkańców Boliwii z najeźdźcami z Zachodu – w filmie i w rzeczywistości. Costa i Sebastian staną przed trudną decyzją, czy są gotowi zrobić film za wszelką cenę, nawet kosztem indiańskich współpracowników i własnych ideałów.

Najlepsze momenty film ma pod sam koniec, dzięki zupełnie nieprzewidywalnemu zwrotowi akcji. To w ostatnich minutach dowiadujemy się kto był tak naprawdę jego głównym bohaterem.

Niestety moralizatorstwo w „Nawet deszcz” jest na sienkiewiczowskim poziome. Przełożenia są byt oczywiste i uproszczone. Od popadnięcia fabuły w totalny banał ratuje ciekawie poprowadzona trzytorowa narracja: film w filmie, film o powstawaniu filmu i to co dzieje się w mieście. Bez tego zabiegu dostalibyśmy zaledwie szkolną opowiastkę. Także dopiero gdy przyjrzymy się sednu sprawy, coś zaczyna chwytać za serce. Tu nie chodzi o walkę o wolność czy pieniądze ale o coś zupełnie przyziemnego i podstawowego: o wodę. Idąc dalej porównaniem do polskich pisarzy: gdyby „Nawet deszcz” trafił pod strzechy mógłby rzeczywiście spełnić swoje społeczne przesłanie. Dla kinomanów będzie jedynie jednym z wielu samograjów o niesprawiedliwościach współczesnego świata. 

2 Komentarze

  1. przynadziei

    niezła i dość trafna recenzja. Film jedzie na emocjach ale warto zadbać o to by nie robic tego zbyt nachalnie… Wychodzimy z kina z poczuciem że te analogie to tak trochę nam wciśnięto…
    pozdrawiam!

  2. agnieszka

    zgadzam się z i z recenzją i z komentarzem powyżej. mimo wszystko film bardzo strawny i na pewno warty polecenia komuś, kto interesuje się Ameryką Południową.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *