Wygrany

Wygrany „Wygrany”



Wiesław Saniewski nie należy do nazbyt płodnych twórców. Nie należy też do twórców, którym zdarzają się wpadki. Saniewski to inteligent-humanista: krytyk filmowy, scenarzysta, wykładowca, dziennikarz, ale z wykształcenia matematyk! W przeszłości działacz opozycji, którego filmy „leżakowały” na półkach cenzury, reżyser teatralny i filmowy, choć akurat w kierunku reżyserii się nie kształcił. Najbardziej znanym jego filmem jest „Nadzór” – nagradzany, doceniony przez krytykę i widzów dramat z początku lat 80. Ostatni – „Bezmiar sprawiedliwości” sprzed pięciu lat – to bardzo porządne społeczno-kryminalne kino. U Saniewskiego, podobnie jak u Zanussiego, liczy się bowiem humanitarny aspekt każdej historii, to kino dla inteligentów: skupiające się bardziej na moralnych i etycznych niuansach niż na samej akcji.


„Wygrany” jest zdecydowanie jednym z optymistyczniejszych filmów w karierze reżysera, który jest również swoim scenarzystą i producentem. To film o przyjaźni i marzeniach, o zaczynaniu od nowa. Młody pianista Olivier przerywa nagle swoje międzynarodowe tournee. Robi to z powodów osobistych, zbyt dużych oczekiwań wobec niego czy z niemocy twórczej – nie wiadomo. Ma po prostu dość. Zerwany kontrakt to ogromne stracone pieniądze, nadszarpnięta renoma i wielki skandal. Zagubiony Oli w barze poznaje emerytowanego profesora matematyki, a obecnie zapalonego gracza na wyścigach konnych, Franka. Nawiązuje się pomiędzy nimi nić porozumienia, która z czasem przerodzi się w więź przyjaźni. Razem próbują pomóc sobie stanąć na nogi, wyjść z finansowego dołka i odnaleźć cel w życiu.  


Nie można „Wygranego” nazwać filmem wybitnym, ale nie można też odmówić mu dużej klasy. To kino z rodzaju tych „porządnie” zrobionych: piękne zdjęcia, duży rozmach i świetny dobór aktorów. Janusz Gajos jako Frank to zdecydowanie największy skarb „Wygranego”. Aktor, który w kinie nie pojawia się często, potrafi wznieść o poziom wyżej każdą produkcje, w którą się angażuje. Tak było chociażby w ostatnim filmie Janusza Morgensterna „Mniejsze zło”, gdzie dał prawdziwy popis swojego talentu w drugoplanowej roli tego dość przeciętnego filmu. W „Wygranym” gra zdecydowanie pierwsze skrzypce. Jest motorem całej akcji, punktem zwrotnym i momentem rozluźnienia kiedy trzeba. Skupia całą uwagę widza, a kiedy go nie ma na ekranie, trudno jest się nie nudzić. Partnerujący mu Paweł Szajda wypada przekonywająco w swojej roli głównie za względu na podobieństwo postaci do jego osoby. Oboje są zagubionymi amerykańskimi artystami polskiego pochodzenia, którzy chcą odnaleźć swoje miejsce. Między Gajosem a Szajdą jest też jakaś swego rodzaju chemia, która uwiarygodnia ich filmową przyjaźń. 


„Wygranemu” łatwo jest zarzucić naiwność i uproszczenia. Nie lubię hollywoodzkiego pocieszającego puentowania historii, jeśli jednak podane jest ono w sposób jaki robi to Saniewski – czyli z dużą klasą i wyczuciem – potrafię się na nie zgodzić.


Podoba mi się też lokalny patriotyzm Saniewskiego: po raz kolejny akcję swojego filmu osadza w rodzinnym Wrocławiu i przepięknie go filmuje. Nagroda Miasta Wrocławia, której jest laureatem, nie jest więc przypadkowa.  


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *