Każdemu jego kino – „Kocham kino” (Chacun son cinema)
Gdy sala kinowa jest waszym drugim domem albo nawet więcej – czujecie się tam lepiej niż w domu, jeśli tylko w jej ciemnościach potraficie odczuwać emocje, jeśli właśnie w filmach szukacie pytań i odpowiedzi, jeśli macie swoje ulubione sale projekcyjne, które kochacie bez względu na ich stan techniczny, jeśli wierzycie, że kino to coś więcej niż rozrywka – wówczas „Kocham kino” powstał właśnie dla Was.
Trzydziestu pięciu wybitnych reżyserów. Trzydzieści trzy trzyminutowe miniatury filmowe. Jeden temat. Magia kina. Taki pomysł zrodził się w głowie Gillesa Jacoba, dyrektora festiwalu w Cannes, z okazji sześćdziesiątej edycji imprezy. Do projektu udało mu się zaprosić takich twórców jak: Joel i Ethan Coen, David Cronenberg, Luc i Jean-Pierre Dardenne, Alejandro González Iñárritu, Claude Lelouch, Ken Loach, David Lynch, Roman Polański, Gus Van Sant, Lars von Trier, Wim Wenders, Wong Kar-Wai. W ten sposób powstała wyjątkowa, dwugodzinna kompilacja autorskich nowel, która funkcjonować może raczej jako pewna ciekawostka a nie pełnometrażowy film, choć ma niewątpliwie swoje wspaniałe momenty.
Wielcy reżyserzy składają hołd kinu, czy kino oddaje hołd reżyserom? Każda etiuda została opatrzona na wstępie tytułem i nazwiskiem autora. Zapewniam jednak, że i bez tej podpowiedzi nie byłoby problemu z połączeniem filmu z jego twórcą. Tylko trzy minuty to aż trzy minuty, w ciągu których można wyrazić siebie: przekazać kwintesencję swojego stylu, puścić do widza oko specyficznym montażem, poruszyć bliski sercu temat, w charakterystyczny sposób opowiedzieć historię, zaskoczyć puentą, rozbawić jak zawsze, wstrząsnąć po raz kolejny.
Twórcy różnie podeszli do przewodniego hasła projektu. W niektórych etiudach kino stało się głównym tematem, w innych tylko pretekstem, punktem wyjścia dla historii. Znamienne wydaje się to, że w większości z nich kino funkcjonuje jako miejsce społeczne. Bo czym jest sala kinowa? Pomieszczeniem, w którym wyświetla się i ogląda filmy? Nie tylko. Jest miejscem na randkę, świadkiem pierwszych pocałunków, lecz także przestrzenią niebezpieczną, gdzie można paść ofiarą kradzieży czy molestowania. Można tam kogoś poznać lub z kimś się rozstać.
Urzekła mnie opowiedziana przez Claude’a Leloucha, wzruszająca historia pewnej rodziny, odmierzana kolejnymi seansami w kinie. Spodobał mi się ironiczny filmik Polańskiego: reżyser z humorem pochylił się nad instytucją popularnych we Francji kin erotycznych. Po raz kolejny z przyjemnością zanurzyłam się w delikatny świat Wonga Kar-Waia, w którym bardziej niż sama akcja liczy się klimat. Doceniłam również oryginalność pomysłu von Triera. Duńczyk uczynił siebie samego głównym bohaterem etiudy, przypominając w niej, że kino to także show-biznes, gdzie bardziej od wizji artystycznej liczą się pieniądze. Cronenberg poszedł jeszcze o krok dalej, przedstawiając smutną wizję końca sztuki filmowej.
Czy z tej układanki wychodzi jakaś całość? Owszem. Podczas filmowej podróży poznajemy różne kina w różnych dekadach, a magia wciąż i wszędzie jest ta sama. Dzieci, dorośli, starcy, biedni i bogaci, ludzie różnego koloru skóry i różnego wyznania. W sali przecież i tak jest ciemno, wszyscy są tam równi. Więc jeśli Wy też odczuwacie małe ukłucie w sercu za każdym razem, gdy przed projekcją gaśnie światło, to podarujcie je sobie jeszcze raz.