Bobry

„Bobry” reż. Hubert Gotkowski, Polska 2014 
Często piszę o niezależnym kinie amerykańskim, a dopiero po raz pierwszy zdarza mi się o polskim. Nawet dla mnie to pojęcie wciąż dziwnie brzmi: polskie kino niezależne. Może dlatego, że polskie kino zależne jest czasem tak skromne jak to niezależne zza oceanu. 

A więc trafiłam w końcu na polskie kino off. I dostałam to co z przygody z polskim kinem znam aż za dobrze: słabe aktorstwo (czasem wręcz dramatycznie słabe), fatalny montaż, problemy z dźwiękiem i inne usterki. Ale wiecie co dostałam jeszcze? Naprawdę zabawny, zrobiony z niepodważalnej miłości do kina, uroczy film.
„Bobry” to nazwa rockowego zespół założonego przez trójkę przyjaciół: Marcina, Klocka i Smroda. Chłopaki grywali na podrzędnych wiejskich festiwalach, pili tanie wino i ogólnie prowadzili się beztrosko. Ale ile tak można? Dogoniło ich tzw. dorosłe życie, zespół się rozpadł, a każdy z nich poszedł w swoją stronę. Klocek wylądował w wariatkowie, Smród prowadzi biznes w publicznym szalecie, a Marcin skończył w Irlandii na zmywaku. Ten ostatni wrócił właśnie do ojczyzny kiedy jego przygoda na zielonej wyspie zakończyła się porażką i chce odebrać sobie życie. W związku z tym zamiarem jego śladem podąża Kosiarz – czarny anioł śmierci. Bowiem oprócz kolegów z zespołu, bohaterami „Bobrów” są też urzędnicy „z góry”, trudniący się  zabieraniem ciał zmarłych. Każdy z nich ma swój przydział, Kosiarz odpowiada właśnie za samobójców. Ale Marcin w ostatniej chwili się wycofuje. Do życia przywraca go marzenie: gdy przypadkiem znajduje ogłoszenie o sprzedaży swojej starej gitary, postanawia odszukać dawnych kolegów i reaktywować zespół. Nie jest to na rękę Kosiarzowi, który z każdym kolejnym samobójcą na koncie bliższy jest końca swej posługi. Rusza więc tropem Marcina by jednak skłonić go do finalizacji planu samobójstwa.
Przyznacie sami, że już sam pomysł na film jest oryginalny. Akcja rozgrywa się w tzw. Polsce B, zapadłych dziurach bez blichtru i glamouru wielkich miast. Film dość nieoczekiwanie wszedł do regularnej dystrybucji. Powstał właściwie własnym sumptem, ale na każdym festiwalu, na którym się pojawiał zdobywał nagrody i uznanie publiczności. I wcale się nie dziwię. Wiecie jak trudno o prawdziwie wyluzowany polski film, o komedię na której szczerze się śmiejesz, a nie czujesz zażenowania. Bohaterowie „Bobrów” posługują się dość liberalnym językiem, pada dużo wulgaryzmów, ale o dziwo wypada to bardzo naturalnie. W ogóle to czym „Bobry” ujmują najbardziej to dwaj główni bohaterowie: Marcin i jego anioł śmierci Kosiarz. Wojciech Solarz grający Marcina jest największym skarbem filmu. Gra brawurowo, budząc z miejsca ogromną sympatię. Jego bohater to taki swój nieudacznik, któremu kibicujmy i chcemy by mu się powiodło. Solarz ma sobie dużo młodzieńczego uroku, świeżości i naturalności, które świetnie wypadają na ekranie. Podążający jego śladem Kosiarz jest z kolei zblazowanym dekadentem wyjętym z zupełnie innej bajki. Bohater drogi, mroczny mściciel. Ubrany w czarny skórzany płaszcz, z nieodłącznym papierosem i piersiówką w dłoniach, poruszający się czarnym amerykańskim karawanem. Robert Jarociński bardzo dobrze wszedł w te buty.
Dodatkowym bohaterem „Bobrów” i jego kolejnym plusem jest punkowa muzyka napisana specjalnie do filmu. Dodaje to jeszcze bardziej offowego klimatu i tęsknoty za latami 80.
„Bobry” kuleją na wielu płaszczyznach, w innych zaś niezaprzeczalnie błyszczą. To po prostu fajny film o tym okresie życia kiedy młodość nieubłaganie przechodzi w dorosłość. O upadłych marzeniach, porażkach i podnoszeniu się z nich. O pozostaniu sobą. Miłe zakończenie lata. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *